sobota, 10 października 2020

2006-08-23 4 dni w Bieszczadach

Po bardzo udanej jednodniowej wyprawie w Bieszczady, która odbyła się 9 września 2005 r. postanowiliśmy z Kubą powtórzyć ją także w roku 2006. Tym razem zdecydowaliśmy się zostać tam na dłużej niż jeden dzień. Jeżeli chodzi o linie Zagórz - Krościenko - Chyrów i Zagórz- Łupków to w porównaniu w rokiem 2005 nic się w nich nie zmieniło na lepsze, wręcz przeciwnie. Na linii do Krościenka czas przejazdu wydłużył się o prawie 40 minut z powodu fatalnego stanu infrastruktury. Natomiast na linii do Łupkowa terminy kursowania pociągów zostały jeszcze bardziej okrojone i składy pasażerskie kursowały tamtędy tylko w piątki, soboty i niedziele w okresie wakacyjnym (czyli raptem 30 dni w roku). Pierwsza linia trzymała się wówczas praktycznie tylko dzięki przemytnikom, a druga to  funkcjonowała już chyba tylko siłą rozpędu. Pojechaliśmy we trzech z Tomkiem, który ma rodzinę w Sanoku i załatwił nam u niej noclegi. Dzięki temu mogliśmy potraktować to miasto jako bazę wypadową w Bieszczady przez 4 dni. Pierwsze 2 dni zaliczaliśmy z Kubą linie kolejowe, a w kolejnych dniach dołączyłem do Marcina, Sebastiana i drugiego Tomka, którzy przyjechali samochodem i zająłem się w większym stopniu fotografowaniem.

Dzień 1, 23 sierpnia

Trasa: Kraków - Rzeszów - Jasło - Sanok - Chyrów - Sanok

W ten pochmurny dzień wyruszyłem z Krakowa z Kubą i Tomkiem na pokładzie pociągu nr 123 do Rzeszowa (EN71-002). Już na starcie mieliśmy 15 minut opóźnienia, bo wcześniej na szlak w kierunku Płaszowa wypuszczono "Orlika" (Częstochowa - Kraków Płaszów) i szynobus do Wieliczki, które planowo miały jechać po nas. Z powodu remontu wiaduktów w Podłężu i Cikowicach ruch między Podłężem a Bochnią odbywał się wahadłowo z mijanką w Kłaju. Ciekawostką było, że z powodu zamknięcia wiaduktu w Podłężu samochody jechały objazdem przez prywatną działkę i kierowcy płacili jej właścicielowi po złotówce za przejazd. W Podłężu na wolny tor oczekiwały m.in. dwa brutta PCC Rail Szczakowa, jedno z "gagarinem" i "tamarą", drugie ze "sputnikiem". Przed Kłajem wciąż straszyły ślady po wypadku pociągu relacji Kołobrzeg - Rzeszów sprzed 1,5 miesiąca. U podnóża nasypu leżał strzaskany wagon 1 klasy, a na bocznym torze w Kłaju stał drugi częściowo spalony. Na stacji w Dębicy megafony oznajmiały, że do Mielca zamiast pociągu pojedzie KKA.. W Rzeszowie zameldowaliśmy się 10 minut po planie. Nieopodal dworca zauważyliśmy kantor, toteż skorzystaliśmy z okazji i zakupiliśmy parę hrywien. Pośpiech nie był jednak potrzebny, gdyż szynobus do Jasła (SA103-001) ma zapowiedziane 15 minut opóźnienia (czeka na opóźnionego "Morcinka" z Gliwic). 

SA103-001 jako pociąg osobowy nr 825 z Rzeszowa do Jasła
(a właściwie do Zagórza) przed odjazdem ze stacji początkowej

W środku okazało się że zapełnienie sięga już 120%! Sporą część frekwencji stanowią koloniści jadący do Uherzec (czyli jednak ktoś jeszcze korzysta z pociągów do Chyrowa w komunikacji krajowej). Dopiero od Strzyżowa znaleźliśmy miejsca siedzące. W międzyczasie na niebo nadciągnęły ciemne chmury i zaczęło obficie padać, na szczęście przelotnie. We Frysztaku krzyżowaliśmy się z "Bieszczadami" do Gliwic prowadzonymi przez SP32-147! Bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło, że są w ruchu jeszcze jakieś niezmodernizowane SP32. Miałem cichą nadzieję, że uda mi się podczas tego pobytu zrobić jej zdjęcie. Jadąc dalej w okolicach Wojaszówki nagle stanęliśmy w polu i w szynobusie zgasł silnik. Ale po trzech minutach obsłudze udało się go ponownie odpalić i ruszyliśmy. Na przejeździe w Szebniach spostrzegliśmy tablicę drogową "Krosno 9 km". Szkoda tylko, że koleją do Krosna jest stąd 4 razy dalej, a podróż zabiera ponad godzinę. Nawet łącznica Jasło Towarowe - Sobniów niewiele tu pomaga. Aby ta łącznica faktycznie skracała drogę, powinna odgałęziać się od linii Rzeszów - Jasło za Przybówką i dochodzić do linii na Zagórz przed stacją Jedlicze. W Jaśle mamy wirtualną przesiadka na pociąg 7027 do Zagórza. Większość pasażerów o tym wie i nawet nie wysiada.

SA103-001 przyjechał do Jasła i pojedzie w dalszą drogę do Zagórza

Z Jasła w kierunku Zagórza jedziemy niespiesznie ~40 km/h. W Tarnowcu krzyżujemy się z drugim podkarpackim szynobusem SA103, jadącym jako osobowy 7026 Zagórz - Jasło. Dodatkowo wyprzedzamy brutto prowadzone przez ST43-116. 

ST43-116 przegląda się w szybie SA103-001 na stacji Tarnowiec

Od Tarnowca niestety szlakowa spada do 20 km/h. Na mostku nad Jasiołką koło Brzezówki kiedyś pociąg zwalniał do 20 km/h, teraz już nie musi zwalniać. Ze stacji Jedlicze wychodzi bocznica do miejscowej rafinerii. Dopiero po minięciu Jedlicza szynobus rozpędza się do przyzwoitej prędkości (70 km/h). Duża wymiana pasażerów była w Krośnie. W Targowiskach staliśmy trochę dłużej niż rozkładową minutę, a to by oznaczało, że pojedzie coś z przeciwka. I faktycznie chwilę później nadjechał na pełnym gazie "rumun" ST43-398 z bruttem. Most na Wisłoku w Besku pokonujemy w takim tempie, że spokojnie można zarzucić wędkę. W Zarszynie zaś krzyżujemy się z osobowym 7028 z Zagórza do Jasła (SU42-508+2Bh). Ostatni kilometr przed Sanokiem pokonujemy z zabójczą prędkością 10 km/h i w takim samym tempie wtaczamy się na stację. Większość pasażerów naszego szynobusu zgłosiła chęć przesiadki na pociąg do Chyrowa, a tu w Sanoku stała tylko osobówka 7030 Zagórz - Jasło, za to w bardzo ekonomicznym zestawieniu (ST43-389+Bh).

Stacja Sanok. Pociąg osobowy nr 7030 z Zagórza do Jasła

Na szczęście obsługa pociągu poinformowała przez głośniki, że będzie przesiadka w Nowym Zagórzu. W Sanoku Tomek wysiadł i dalej pojechałem tylko z Kubą. Dojeżdżamy do Nowego Zagórza, a tu kolejna niespodzianka, na tym samym torze stoją dwa pociągi: Chyrów - Sanok i Sanok - Chyrów ustawione tyłami do siebie! Któryś z nich musiał przemanewrować, żeby zrobić miejsce dla naszego SA103. Niemal wszyscy pasażerowie szynobusu przesiedli się do pociągu na Chyrów (SU42-533+2Bh). Przed wyprawą nasłuchałem się opowieści, że składy do Chyrowa jeżdżą kompletnie zdewastowane przez przemytników i celników, a tu stan naszego pociągu bardzo mile mnie zaskoczył. Obie bonanzy były w niemal idealnym stanie i bez żadnych uszczerbków. Również frekwencja była zaskakująco wysoka (ok. 70%). Ale cały czas spodziewaliśmy się najgorszego. Spora część kolonistów rozsiadła się w drugiej bonanzie, do czasu aż wychowawczyni przepędziła ich do pierwszej, tłumacząc się że "drugi wagon mogą odpiąć po drodze" :D. Początkowo jedziemy z prędkością umiarkowaną (50 km/h). Jednak w porównaniu z tym co później będzie się działo była to prędkość zawrotna. Stacja Lesko Łukawica już od dawna jest nieczynna, ramiona semaforów smutno zwisają w dół. Zaskoczył nas za to ładnie utrzymany i obsadzony przystanek w Jankowcach. Dwa kilometry dalej przejeżdżamy przez krótki tunel pod drogą nr 84. Kilka minut później wjeżdżamy na czynną stację Uherce. Tam wysiadają koloniści i frekwencja spada do ok. 40%. Do Olszanicy jeszcze jedziemy z prędkością umiarkowaną, ale dalej zaczyna się 20 aż do samej granicy. Dobrze, że przynajmniej widoki za oknem są ciekawe, bo inaczej chyba byśmy jajo znieśli. Jakieś Ukrainki co chwilę zaglądają do ubikacji szukając skrytek na papierosy. Stacja Ustrzyki Dolne jest zamknięta, semafory są przekreślone białymi krzyżami. Chociaż na zimę stacja jest otwierana. W Ustrzykach na pociąg czeka tłum ludzi. Byli to Ukraińcy wracający z zakupów. Ledwo co pociąg się zatrzymał, od razu zaczęło się szturmowanie wagonów i natychmiast obsiadły nas babcie ukraińskie wracające z bazaru z polskim jadłem w torbach. Frekwencja sięgnęła 100%. Odcinek z Ustrzyk do Krościenka to prawdziwa męka. 8 kilometrów pociąg pokonuje w prawie pół godziny i na dodatek ścisk w pociągu taki, że nie ma się gdzie ruszyć. W Krościenku stoimy 10 minut, po czym ruszamy w stronę granicy. Pociąg zatrzymuje się na wysokości terminala drogowego, gdzie pasażerowie zostają poddani odprawie celnej. Ukraiński celnik popatrzył się na nas z politowaniem jak usłyszał, że jedziemy w celach turystycznych. Kazał nam wypełnić jakieś formularze, które były wypisane cyrylicą oraz po angielsku. Na szczęście siedzące obok Ukrainki wytłumaczyły nam to, czego nie mogliśmy zrozumieć i jakoś daliśmy sobie radę. Po trwającej ponad godzinę odprawie skład ruszył dalej w kierunku Chyrowa. Zauważyliśmy, że gdzie nie wyjeżdża się z Polski pociągiem, to zawsze za granicą pociąg przyspiesza. Tak było i tutaj, bowiem szlakowa po stronie ukraińskiej wynosi 40 km/h. Ciekawostką jest, że na Ukrainie szyny są krótsze niż u nas, za to nieco większe są przerwy między nimi. W związku z tym pociąg wydawał nieco inne odgłosy niż te, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Minęliśmy bez zatrzymania stację Starżawa, gdzie kończą bieg Ukraińskie pociągi. Odtąd jechaliśmy po splocie toru normalnego z szerokim.

Do Chyrowa dotarliśmy po godzinie 19 naszego czasu. Nie odważyliśmy się fotografować pociągu ze względu na dużą liczbę pograniczników na stacji, zresztą powoli zapadał zmierzch. Polsat rozpoczął oblot składu, a my skoczyliśmy do miasta na szybkie zakupy. Wychodząc z dworca widzieliśmy ludzi stojących w kolejce w holu dworca. Ciekawiło nas co to za kolejka, ale póki co poszliśmy na rynek. Miasto Chyrów jest mocno zaniedbane (zresztą jak większość miast Ukraińskich). Na środku rynku był ładny brukowany skwerek, ale ulice dookoła tonęły w błocie. Jedynym elementem wspólnym z Polską było to, że pod dworzec co chwilę zajeżdżały busy (zwane tu "marszrutkami"). Już chcieliśmy iść do pociągu, a tu pogranicznicy odesłali nas do kolejki w holu dworca (właśnie tej, co nie wiedzieliśmy dokąd). Była to kolejka do odprawy celnej. Niemal każdy w tej kolejce miał przy sobie po kilka kartonów papierosów i po kilka litrów wódki (a można mieć tylko po jednym). Dwie babcie ukraińskie zauważywszy że nic nie przemycamy, poprosiły nas abyśmy wzięli dla nich po reklamówce z flaszką i kartonem papierosów, w nagrodę obiecały nam piwo. Gdy już wszystkim podbito paszporty, pozwolono wsiąść do pociągu. Z 25 minutowym opóźnieniem i już o zmierzchu pociąg ruszył w stronę granicy. Od razu po odjeździe w wagonach zapanowało wielkie poruszenie. Wszyscy zaczęli oklejać kartony papierosów taśmą klejącą i chować je w najprzeróżniejsze skrytki. Najczęściej papierosy chowano do grzejników, do hamulca ręcznego i pod siedzenia, a niektóre Ukrainki bez żadnej żenady wkładały je sobie pod bieliznę. Dobrze, że kierpoć nie zamknął się w swoim przedziale i nad wszystkim czuwał. Cały czas chodził po składzie i pilnował czy ktoś nie zabiera się za rozkręcanie okien czy siedzeń. Około 20:30 naszego czasu zajechaliśmy na przejście graniczne. Gdy ujrzeliśmy celników idących do pociągu z drabiną, nastawiliśmy się na najgorsze. Chwilę później ekipa przeszukiwała wagony zaczynając od czoła. Kolejno wypraszano pasażerów z przedziałów i zaglądano do wszystkich możliwych skrytek, łącznie ze świetlówkami i listwami w suficie. Przy czym robiono to kulturalnie, po sprawdzeniu skrytek wszystko przykręcano z powrotem i wpuszczano pasażerów. Ogółem cała akcja trwała 2,5 godziny i zarekwirowano dwa wielkie wory papierosów. Dopiero przed 23 (2,5 godziny po planie) ruszyliśmy na Polską stronę. Natychmiast zaczęła się wielka akcja wyjmowania tego, co celnicy nie zarekwirowali. Za Krościenkiem odnalazły nas te babcie co pożyczyły nam reklamówki z flaszką i kartonem papierosów. Słowa dotrzymały i dały nam w nagrodę butelkę piwa. W Ustrzykach Dolnych wysiadła większość pasażerów i w końcu w składzie zapanował spokój. Napisaliśmy Tomkowi, że "już pędzimy" do Sanoka :D Ogólnie nie wyglądało to tak źle jak to niektórzy opowiadali. Obyło się bez dewastacji wagonów. Jedynie w naszym przedziale zniknęła jedna listwa z sufitu. Mimo spóźnienia pociągu, obsługa w Uhercach  nie zamknęła stacji i podała nam semafory. Przystanek w Jankowcach również był obsadzony. W Nowym Zagórzu wezwano rewidenta w celu spisania ewentualnych strat. Planowo do Sanoka mieliśmy przyjechać o 22:47, w praktyce przyjechaliśmy o 1:20. Na szczęście niemal od razu Tomek nas odebrał i odwiózł na nocleg. Na tym zakończył się dzień pierwszy pobytu (pełen mocnych wrażeń).

Dzień 2, 24 sierpnia

Bieszczadzka Kolej Leśna

Pogoda w kratkę. Wyruszyłem z Kubą z Sanoka PKS-em do Wołosatego o 8:32. Jadąc wiaduktem nad stacją w Zagórzu wypatrzyłem pospiesznego "Bieszczady" do Gliwic znów z SP32-147. Z kolei na bazarze przy stacji w Zagórzu Kuba zauważył handlujących Ukraińców, którzy dzień wcześniej jechali z nami pociągiem z Chyrowa. Frekwencja w autobusie nie powala, oprócz nas jadą 2 osoby. Za Dołżycą przyuważyliśmy na szlaku Bieszczadzkiej Kolei Leśnej drezynkę z ekipą koszącą trawę. Po ponadgodzinnej jeździe wysiedliśmy w miejscowości Przysłup, gdzie znajduje się końcowa stacja kolejki. Do przyjazdu pociągu mieliśmy trochę czasu, który spędziliśmy w barze przy stacji. Pociąg przyjechał grubo przed czasem (ciekawe gdzie drezynka) i większość pasażerów po przyjeździe udała się do baru.

Lyd2-01 z pociągiem z Majdanu dojeżdża do Przysłupia


Manewry na stacji Przysłup

Niewątpliwie największe obroty przeżywa on jak przyjeżdża pociąg. Zajęliśmy miejsca w pociągu (nikt nam nie sprawdził biletów) i o 11:40 ruszyliśmy w trasę. Skład pociągu to lokomotywa Lyd2-01 z 6 letniakami i jednym zwykłym wagonem osobowym. Pociąg sunął powoli, co pozwalało na dokładne rozkoszowanie się widokami. A co do tej drezynki, to została ona zestawiona ze szlaku na czas przejazdu pociągu. Po drodze do Majdanu pociąg ma dwa przystanki: w Dołżycy i w Cisnej. Następnie wjeżdżamy do Majdanu, głównej stacji kolejki. Tu znajduje się lokomotywownia, skansen taboru oraz muzeum pamiątek. W Majdanie chwila postoju, po czym jedziemy do Balnicy. Dalej frekwencja jest znacznie większa niż do Przysłupia. Tym razem gość z obsługi mówił do pasażerów, żeby nie wsiadać bez biletów. Poszliśmy więc kupić bilety, ale i tak nikt ich potem nie sprawdzał. Zresztą w kasie nie wydali nam biletu, a jedynie paragon. Trasa do Balnicy również jest bardzo atrakcyjna. Biegnie przez dzikie bieszczadzkie tereny doliną rzeki Solinki przekraczając ją licznymi mostkami. Na wysokości wioski Solinka znajduje się najostrzejszy łuk na trasie. Stacja Balnica jest niezwykle klimatyczna. Położona jest w środku lasu, przy granicy ze Słowacją. 

Stacja Balnica


W okolicy znajdują się tylko dwa domy, sklep i pole namiotowe. Mamy tu pół godziny przerwy, po czym pociąg wraca do Majdanu. Dalej do Woli Michowej pociągi kursują tylko w weekendy. W trakcie odnawiania jest też dalszy odcinek do Nowego Łupkowa. 

Pociąg powrotny z Balnicy do Majdanu na łuku w Solince


O 14:30 wróciliśmy do Majdanu i postanowiliśmy zwiedzić muzeum pamiątek i skansen taboru. W skansenie stoją m.in. dwie lokomotywy Wls150 i jedna Wls180 z Cukrowni Ostrowite, Lxd2-347 z Mławy i jakaś Wls75.

Lyd2-01 manewruje w Majdanie

Lyd2-01 przed szopą w Majdanie

Eksponaty pozyskane z Cukrowni Ostrowite, Wls150-7616,
Wls150-7639 i Wls180-46

Lxd2-347 pochodząca z Mławy

oraz lokomotywa Wls75


Po obejrzeniu ekspozycji chcieliśmy wrócić PKSem do Sanoka. I wszystko by było w porządku, gdyby z Majdanu nie było tylko jednego kursu do Sanoka i to o 9:20. Byliśmy więc zmuszeni do kilkukilometrowego spaceru do Cisnej. Tam na szczęście był już PKS do Sanoka za pół godziny, więc usiedliśmy sobie koło wiaty przystankowej. I tak czekaliśmy sobie aż nadjechał bus, z którego wysiadła kobieta pytając się nas czy nie jedziemy przypadkiem do Zagórza. Po usłyszeniu odpowiedzi twierdzącej zaczęła nas usilnie namawiać, żebyśmy pojechali z nią tym busem, bo dowiezie nas do Zagórza w pół godziny, bo taniej, bo wygodniej i inne tam pierdulety. My oczywiście nie daliśmy się zaciągnąć do busa i obaliliśmy wszystkie jej argumenty. Na to ona zrezygnowana stwierdziła, że my chyba mamy jakieś złe wspomnienia związane z busami i poszła. Z całym szacunkiem, ale jakby ten bus miał nas dowieźć do Zagórza w pół godziny, to musiałby cały czas ciąć 100 km/h, a my do samobójców się jeszcze nie zaliczamy. Trzeba przyznać, że pierwszy raz spotkaliśmy się z takim nagabywaniem turystów. W końcu kwadrans później przyjechał PKS do Sanoka, który po 17 dowiózł nas do celu. Pod wieczór jeszcze przejechaliśmy się autem z Tomkiem do Brzozowa aby obejrzeć ciekawostką, jaką jest ...dworzec kolejowy przez który nigdy nie przejechał żaden pociąg. Otóż na początku XX wieku zapadła decyzja o budowie linii kolejowej z Rzeszowa w kierunku Sanoka. Wybudowano dworzec w Brzozowie, ale budowę torów pokrzyżował wybuch I Wojny Światowej. A budynek dworca stoi do dziś i zapewne mało który z mieszkańców miasteczka wie jakie było jego pierwotne przeznaczenie. Około 21 zjechaliśmy do Sanoka na nocleg. "I tak upłynął wieczór i poranek dnia drugiego".

Dzień 3, 25 sierpnia

Trasa: Sanok - Łupków - Wróblik Szlachecki oraz gonienie pociągów na linii Jasło - Zagórz

Plan tego dnia był następujący: jedziemy z Kubą i Tomkiem pociągiem do Łupkowa, skąd oni jadą na Słowację. Następnie wracam sam pociągiem w kierunku Jasła na spotkanie z Marcinem, Sebastianem i drugim Tomkiem, którzy poruszają  się samochodem wzdłuż linii Jasło - Zagórz. Poranek był pogodny. Wyruszyliśmy z Sanoka o 6:39 pociągiem nr 7021 Jasło - Zagórz (SP32-201+2Bh),

SP32-201 z pociągiem nr 7021 z Jasła do Zagórza wtacza się
na stację Sanok


a w Zagórzu przesiedliśmy się na osobówkę nr 33721 do Łupkowa (SU42-535+Bh). W pociągu do Łupkowa jedzie jakieś 8 osób. Na całej linii szlakowa wynosi 40 km/h (w porywach 50). Przed Tarnawą Dolną jedziemy przez malowniczy wąwóz porośnięty lasem. Ale najciekawszy odcinek jest moim zdaniem między Mokrym Małopolskim a Wysoczanami, gdzie pociąg jedzie wąską doliną rzeki Osławy. Większość pasażerów wysiadła w Rzepedzi i w Komańczy, ale w Komańczy i Nowym Łupkowie dosiadło się trochę turystów jadących na Słowację. W Łupkowie stał już motoraczek 810 405-1 do Medzilaborzec, a polsat rozpoczął oblot bonanzy. 

Słowacki motorak 810 405-1 jako pociąg do Medzilaborce
Stacja Łupków

SU42-535 w trakcie oblotu składu

Szczyt poranny w Łupkowie. SU42-535 z pociągiem do Zagórza
i 810 405-1 do Medzilaborzec


Tu też rozstałem się z kolegami, którzy pojechali na Słowację, i wsiadłem do pociągu powrotnego do Zagórza. Oprócz mnie w bonanzie jadą tylko dwie turystki, które przyjechały ze Słowacji. Wysiadły one w Komańczy, ale na ich miejsce dosiadły się dwie inne osoby. W Komańczy stoimy nieco dłużej niż rozkładowo, a to może znaczyć że nadjedzie coś z przeciwka. I faktycznie po 7 minutach nadjechał "rumun" 398 z sześcioma cysternami. 

ST43-398 z cysternami wjeżdża na stację w Komańczy


Chwilę później ramię semafora wyjazdowego uniosło się do góry i mogliśmy jechać. W Wysoczanach do naszego pociągu dosiadła się jedna kobieta, a w Czaszynie wsiadła jakaś czteroosobowa rodzinka. Do Zagórza pociąg przywiózł więc 8 osób. Tu mam się przesiąść do szynobusu SA103-002 i jechać w kierunku Jasła na spotkanie z kolegami, którzy już działali w okolicach Jasła. Ale skoro do odjazdu jest jeszcze 25 minut, to pofociłem trochę na stacji. Akurat tak się fajnie złożyło, że na manewrach pracowała najbardziej pożądana przeze mnie lokomotywa spalinowa, czyli SP32-147, wobec czego mój główny cel tej wyprawy został osiągnięty. Oprócz tego uwieczniłem też parowóz TKt48-124 robiący za pomnik.

SU42-535 przyprowadziła do Zagórza pociąg z Łupkowa

TKt48-124 jako pomnik na stacji w Zagórzu

SP32-147 manewruje w Zagórzu

Po wykonaniu zdjęć, wsiadłem do SA103, który o 10:45 wyruszył w kierunku Jasła. Po minięciu Sanoka dostałem telefon od Marcina, żebym jechał tym szynobusem do Tarnowca, skąd mnie odbierze, albo żebym wysiadł gdzieś na szlaku i sfocił pospiesznego z Gdyni prowadzonego "rumunem" i jadące za nim brutto. Wybrałem to drugie rozwiązanie. Wysiadłem na przystanku Sanok Dąbrówka i udałem się na piechotę w okolice mostu na Sanoczku. Pospieszny z Gdyni zjawił się kilka minut później, a prowadzony był przez ST43-389. Co ciekawe podróż tym pociągiem z Gdyni do Zagórza zajmuje aż 18 godzin.

ST43-389 z pociągiem pospiesznym z Gdyni do Zagórza zbliża
się do przystanku Sanok Dąbrówka

Po sfoceniu pośpiecha ruszyłem wzdłuż torów w kierunku Jasła na spotkanie z bruttem. Po kilkunastu minutach zza zakrętu wyłonił się ST43-177 z kilkunastoma węglarkami. 

ST43-177 z pociągiem towarowym na szlaku Nowosielce - Sanok

Idąc dalej torami w kierunku Jasła doszedłem do przejazdu drogowego w miejscowości Pisarowce. Jest on ładnie położony na łuku, więc postanowiłem zostać tu aż koledzy po mnie przyjadą. W czasie gdy tak siedziałem sobie w trawie zainteresował się mną dróżnik. Gość był bardzo spoko i nie robił problemów jedynie z ciekawości zapytał się co ja tu robię. Powiedział tylko, żebym nie robił mu zdjęć bo on jest niefotogeniczny. Po 1,5 godzinnym oczekiwaniu dróżnik spuścił szlabany i nadjechał osobowy 7028 z Zagórza do Jasła, którym była SP32-147 z dwiema bonanzami :D. Niestety słońce jak na złość schowało się za chmurę i jak się później okazało już do końca dnia nie rozpieszczało swoją obecnością. 

SP32-147 z pociągiem osobowym nr 7028 z Zagórza do Jasła
mija przejazd w Pisarowcach

Chwilę później dostałem też telefon on Marcina, żebym lepiej jechał w stronę Jasła, bo oni nieprędko tu dojadą. Pod Wojaszówką pociąg "Bieszczady" do Zagórza zmasakrował ciężarówkę na przejeździe i udzielają pierwszej pomocy kierowcy. Wobec tego zdecydowałem się pójść na stację w Nowosielcach i złapać następną osobówkę do Jasła. W międzyczasie w kierunku Zagórza pojechał szynobus SA103-001. W Nowosielcach wsiadłem w nieco spóźnioną osobówkę 7030 do Jasła (SU42-527+2Bh).

SU42-527 z pociągiem osobowym nr 7030 z Zagórza do Jasła
zatrzymuje się w Nowosielcach

W Zarszynie krzyżowała się ona z osobowym przeciwnej relacji (SP32-205+2Bh). Chwilę później dostałem telefon od Tomka, żeby wysiąść we Wróbliku Szlacheckim, skąd mnie odbiorą. Wysiadłem tam gdzie kazali, czekałem kilka minut, w końcu dojechali. Naszym celem był przystanek Milcza, gdzie chcieliśmy złapać szynobus 7031 jadący do Zagórza. W międzyczasie koledzy opowiedzieli mi wstrząsającą relację z wypadku. SU42-521 prowadząca "Bieszczady" do Zagórza wjechała z prędkością 80 km/h w ciężarówkę wiozącą ziemię i pchała ją jeszcze przez 100 metrów. Oderwana została tylna oś od ciężarówki, która zryła nasyp. Reszta samochodu owinęła się wokół polsata i zmasakrowała mu silnik. Wyciekło paliwo z ciężarówki i mazut z lokomotywy, oba pojazdy pójdą do kasacji. Nikt nie zginął, kierowca ciężarówki miał tylko wstrząs mózgu i rozciętą głowę. Oczywiście cała wieś zjechała się zobaczyć co się stało, ale do udzielania pomocy to już nikt się nie kwapił. Konduktor "Bieszczad" to w ogóle jak zobaczył co się stało, doznał szoku i uciekł na przystanek PKS. 

SA103-002 jako pociąg nr 7031 z Jasła do Zagórza na przystanku
Milcza

Po sfocieniu SA103-002 w Milczy wróciliśmy do Wróblika w celu złapania SA103-001 jadącego do Jasła jako 7032. Część z nas stała przy kształtowych semaforach wyjazdowych, część przy kształtowej tarczy ostrzegawczej (tzw. słoneczniku). Ja wybrałem semafory

SA103-001 jako pociąg nr 7032 z Zagórza do Jasła rusza ze
stacji Wróblik Szlachecki

Po wykonaniu zdjęć szynobusu ruszyliśmy w kierunku Zagórza. Zajechaliśmy na przystanek Długie, gdzie zaczekaliśmy na wracającego pośpiecha do Gdyni. Humorystycznym akcentem tego fotostopu był pobliski przejazd przejazd obserwowany przez kamerę. Jakaś kobieta przez głośnik ciągle na nas nawijała, "to jest denerwujące, że stoimy ciągle przy torach". Oczywiście olewaliśmy to ciepłym moczem. 

ST43-389 z pociągiem pospiesznym z Zagórza do Gdyni mija
przystanek Długie

Po sfoceniu pośpiecha pomachaliśmy pani w kamerze i pojechaliśmy. W przeciwną stronę za chwilę miała jechać osobówka nr 7033 do Zagórza. Na jej sfocenie pojechaliśmy kawałek dalej w kierunku Zagórza tak żeby pani w kamerze nie musiała się na nas denerwować. Kilometr za przystankiem Długie zaczekaliśmy na osobowego 7033 prowadzonego przez SM42-358.

SM42-358 z pociągiem osobowym nr 7033 z Jasła do Zagóra
ruszył przed chwilą z przystanku Długie

Jako że zauważyliśmy idące za nami ciemne chmury, postanowiliśmy powoli zjeżdżać do Sanoka. Udało się nam jeszcze dogonić tę stonkę z bonanzami za Pisarowcami.

SM42-358 z pociągiem nr 7033 na szlaku Nowosielce - Sanok

Następnie zjechaliśmy do Sanoka na obiad. Później jadąc do Zagórza postanowiliśmy jeszcze zajechać na stację w Sanoku, gdyż zaraz będzie jechać "Wetlina" do Warszawy Wsch. Stanęliśmy przed szlabanami i po chwili ukazał nam się taki oto skład: SM42-358+B+B+B. I pomyśleć, że jeszcze rok temu na tym pociągu jechały 4 dwójki, 2 jedynki i kuszetka, a teraz ten skład to już jest przegięcie. Dobrze że bonanzy nie dali, chociaż brak 1 klasy jest niezrozumiały. O zmierzchu zajechaliśmy na stację w Zagórzu. Akurat stały dwa brutta z rumunami, z czego jedno właśnie ruszało w kierunku Jasła. Pogadaliśmy z dyżurnym ruchu, który też nam opowiedział trochę o dzisiejszym wypadku. Szlak Przybówka - Jasło Towarowe był zamknięty do wieczora. Polsata 521 ściągnięto do Przybówki, gdzie zostanie pocięty, pasażerów przewieziono autobusami do Zagórza, a wagony zostaną podesłane około pólnocy. Natomiast na "Wetlinie" pojechały dziś tylko 3 dwójki, bo jedynka była uszkodzona i musieli ją wyłączyć ze składu. Po krótkich zakupach zajechaliśmy jeszcze na stację w Uhercach, gdzie zastaliśmy wygaszone semafory. Pierwsze skojarzenie - obsługa sobie poszła. Okazało się, że stacja jest obsadzona, a semafory są wygaszone w ramach oszczędności. Jednak na naszą prośbę zostały one zapalone i część z nas wykonała kilka nocnych fotek. Pogadaliśmy też trochę z obsługą stacji. Powiedzieli nam m.in. że stacja Ustrzyki Dolne jest otwierana z początkiem listopada, a zamykana z końcem lutego. Na pociąg z Chyrowa już nie chciało się nam czekać. Zjechaliśmy do miejscowości Solina, gdzie mieliśmy zamówiony nocleg. "I tak upłynął wieczór i poranek dzień trzeci".

Dzień 4, 26 sierpnia

Gonienie pociągów głównie na linii Munina - Bełżec

Tego dnia główny nacisk położyliśmy na linię Munina - Hrebenne zwaną popularnie "bałajami" od nazwy wioski pod Lubaczowem. Po drodze chcieliśmy jeszcze sfocić poranny pociąg do Chyrowa oraz zrobić krótką inspekcję linii Przemyśl - Malhowice. Niestety dziś już pogoda nam nie dopisywała. Od rana było pochmurno i padało, chwilami dość intensywnie. Z bazy w Solinie wyruszyliśmy tuż po 6 rano. W Ustjanowej przyuważyliśmy jadący przed nami pociąg do Chyrowa, wyprzedzenie go przed Ustrzykami Dolnymi nie było dla nas najmniejszym problemem. Dojechaliśmy do Ustrzyk i każdy zajął swój punkt fotograficzny. Ja ustawiłem się przy wjeździe na stację. I tak czekałem sobie na pociąg, aż tu jakaś babcia ukraińska wlazła w krzaki przede mną... i zaczęła w nich grzebać szukając nie wiadomo czego. A pociąg już się zbliżał. Na szczęście w ostatniej chwili sobie poszła i mogłem sfocić wjeżdżający skład (SU42-535+2Bh). 

SU42-527 z porannym pociągiem z Sanoka do Chyrowa wjeżdża
do Ustrzyk Dolnych

Później strzeliliśmy mu jeszcze fotkę w peronach i pojechaliśmy dalej w kierunku Krościenka. 

Pociąg z Sanoka do Chyrowa na stacji Ustrzyki Dolne


Akurat zaczęło lać jak z cebra, więc zatrzymaliśmy się dopiero przed samym Krościenkiem. Oczywiście sporo musieliśmy się naczekać aż pociąg się tu dotoczy. 

Na szlaku przed Krościenkiem


Potem przestało lać, więc podjechaliśmy jeszcze pod samo przejście graniczne. 

W pobliżu granicy pośród Barszczy Sosnowskiego


Sfotografowaliśmy pociąg i od razu się stąd zmyliśmy, co by nie narazić się Straży Granicznej. Wróciliśmy do Krościenka, po czym skierowaliśmy się na północ przez totalnie odludne tereny. Po ok. godzinie jazdy znaleźliśmy się w Przemyślu, gdzie skierowaliśmy się w kierunku linii na Malhowice. Do początku lat 90-tych kursowały tędy pociągi relacji Warszawa - Przemyśl - Ustrzyki Dolne - Zagórz jadące tranzytem przez terytorium ZSRR. Naczytałem się różnych opowieści jak każdy wagon jechał z pogranicznikami na stopniach, którzy pilnowali żeby nikt nie otworzył okna, a już nie daj Boże żeby nic nie wyrzucił za okno, bo gotowi byli zatrzymać skład i szukać. W pierwszej kolejności zaglądnęliśmy na stację Przemyśl Pikulice. Tu kończy się sieć trakcyjna i tu też kończą się ślady używalności na szynach. Widać, że czasami coś tu zajeżdża, bo nastawnia jest obsadzona i przy przejeździe są szlabany. Jednak jedynymi pojazdami szynowymi jakie tu uświadczyliśmy były trupy dwóch wagonów towarowych (dwuosiowej węglarki Es i wagonu krytego Gags). Następnie podjechaliśmy kawałek w stronę centrum Przemyśla do stacji Przemyśl Bakończyce. Tu już zdecydowanie częściej coś zajeżdża, bo w Bakończycach znajdują się tory postojowe dla składów pasażerskich oraz lokomotywownia. W "szopie" stały niemal same ET22, choć przyuważyliśmy także "komunistyczną" EU07-007. 

EU07-007 oraz dwie ET22 w Przemyślu Bakończycach

Po krótkiej dokumentacji stacji wróciliśmy do Pikulic, skąd podążyliśmy w kierunku Malhowic. Przed samą granicą skręciliśmy do centrum wsi w celu odnalezienia budynku stacyjnego. Po dłuższych poszukiwaniach odnaleźliśmy go, opuszczonego i rozszabrowanego. Również tory są tu w opłakanym stanie, totalnie zakrzaczone. Według relacji mieszkańców, po wycofaniu stąd tranzytowych pociągów Warszawa - Zagórz, żaden pojazd szynowy tu nie dotarł. Ponoć wróble ćwierkają o przywróceniu tych połączeń, choć wydaje się to mało realne przy takich prędkościach koło Ustrzyk Dolnych. Humorystycznym akcentem tej inspekcji było to, że jeden z mieszkańców wziął nas za weterynarzy do krowy ;D. Dodatkowo jak stąd odjeżdżaliśmy zauważyliśmy, że ściga nas straż graniczna. Ale na szczęście jak wyjechaliśmy ze wsi to dali sobie spokój i zawrócili. Do Przemyśla wracaliśmy inną drogą, co pozwoliło na dokumentację przystanku w Hermanowicach. Co ciekawe przejazd koło tego przystanku jest wyposażony w sygnalizację świetlną (brakuje tylko tablicy "Zatrzymaj się i żyj":D).

Z Hermanowic pojechaliśmy prosto do Przemyśla, skąd krajową czwórką podążyliśmy do Jarosławia. Pogoda wciąż nam nie sprzyjała i obficie padało. Z Jarosławia pojechaliśmy wzdłuż linii na Hrebenne. W planach mieliśmy ściganie pociągu pospiesznego "Morcinek" z Gliwic do Zamościa. Oprócz niego tą trasą kursuje jeszcze nocny pociąg dalekobieżny Wrocław - Zamość oraz 5 par osobówek Jarosław- Horyniec-Zdrój (w tym jedna z Rzeszowa) obsługiwane autobusem szynowym SA109. Ściganie pociągu pospiesznego na tej trasie może być problemem, ponieważ nie ma drogi równoległej do torów i zajeżdżanie do każdej stacji wymaga sporego nadkładania drogi. Dlatego też w Surochowie i Bobrówce zatrzymaliśmy się tylko w celach dokumentacyjnych. Dopiero w Nowej Grobli zaczekaliśmy na "Morcinka". Zastanawialiśmy się jaka lokomotywa z nim pojedzie. Na tym pociągu trafiały się już serie SP32, SU45 i SM48. Jednak dobiegający z oddali wibrujący dźwięk utwierdził nas w przekonaniu, że raczej nie mamy co liczyć na żadną z bardziej egzotycznych serii. Po krótkiej chwili nadjechał skład SM42-1130+B+A+B a w środku całkiem sporo ludzi.

SM42-1130 z pociągiem pospiesznym "Morcinek" z Gliwic do
Zamościa mija przekreślony semafor wjazdowy do stacji Nowa Grobla


Jechał on dość żwawo (80 km/h) i mimo szybkiej jazdy nie udało nam się go już dogonić. Na stacji Horyniec-Zdrój stał sobie "szynobałaj" SA109-007, więc poszliśmy zrobić mu zdjęcia. 

SA109-007 na stacji Horyniec-Zdrój


Oprócz niego stały też dwa składy towarowe, jeden to były węglarki do naprawy w zakładach w Gniewczynie, ale drugi wyglądał jakby czekał na odjazd w kierunku Werchraty. Nie było widać lokomotywy więc podjechaliśmy na głowicę stacji. No i faktycznie na czele była SM48-092, która na dodatek właśnie ruszała. Podjęliśmy więc błyskawiczną decyzję, jedziemy za tym składem w pościg. Akurat w tym przypadku nie mieliśmy problemów z dogonieniem tej "tamary" ponieważ na tym odcinku droga biegnie bardziej prosto niż tory. Dołapaliśmy tą zdawkę w trzech miejscach między przystankiem Dziewięcierz a Werchratą. W międzyczasie przestało padać. 

SM48-092 z pociągiem towarowym w rejonie przystanku
Dziewięcierz

Ten sam pociąg pomiędzy Dziewięcierzem a Werchratą. Po lewej
pozostałości toru szerokiego do stacji przeładunkowej Kaplisze

Wjazd na stację Werchrata


W ogóle ciekawostką jest, że na całej linii Munina - Hrebenne są tylko 3 przystanki (Zagrody, Basznia Dolna i Dziewięcierz). Cała reszta to stacje, oczywiście w większości nieobsadzone. Poza Muniną i Hrebennem pociągi mogą się krzyżować tylko w: Bobrówce, Lubaczowie, Horyńcu lub Werchracie. Dojeżdżając do stacji Werchrata zauważyliśmy jadącego w drugą stronę "Morcinka" (niestety też ze "stonką"). Zrobiliśmy więc w tył zwrot i ustawiliśmy się na wyjeździe z Werchraty w kierunku Horyńca. Po kilku minutach nadjechał "Morcinek" w składzie SM42-268+B+A+B. 

SM42-268 z "Morcinkiem" z Zamościa do Gliwic opuszcza
Werchratę

Niestety po sfotografowaniu tego pociągu zainteresował się nami patrol straży granicznej i musieliśmy się im tłumaczyć co tu robimy, po cośmy tu przyjechali itp. Uwierzyli nam że nie próbujemy nielegalnie przekraczać granicy i nie wlepili nam mandatów, ale o dalszym gonieniu "Morcinka" mogliśmy zapomnieć. Pojechaliśmy na stację w Werchracie w celach dokumentacyjnych. Znajduje się tu punkt przeładunku towarów z wagonów normalnotorowych na szerokotorowe, ale mimo to do budynku dworca można dojechać tylko gruntową drogą. Przystanęliśmy na chwilę na placu przed stacją, żeby sfocić stojącą luzem 409Da-397, po czym zajechaliśmy pod budynek dworca. 

409Da-397 na placu przed stacją Werchrata

Akurat trwało rozrządzanie składu towarowego, który przyjechał przed chwilą od strony Horyńca. SM48-092 podpychała wagony na górkę rozrządową, po czym staczały się one samoczynnie na swoje tory. Miejscowi kolejarze byli bardzo uprzejmi i nie stwarzali żadnych problemów w dokumentowaniu stacji. Czas nas jednak gonił, gdyż chcieliśmy jeszcze zaglądnąć do Bełżca. A jako że droga przez Hrebenne jest nieprzejezdna, musieliśmy pojechać naokoło przez Narol. W Bełżcu do odjazdu szykował się już pociąg pospieszny "Solina" do Warszawy Zachodniej w składzie SM42-711+B+B+A/B+rowerowy (coś te stonki nas dzisiaj prześladują). Swoją drogą nazwa pociągu bardzo adekwatna do relacji ;p Strzeliliśmy mu fotki w peronach i na wyjeździe ze stacji. 

SM42-711 z pociągiem pospiesznym "Solina" do Warszawy
Wschodniej na stacji Bełżec

"Solina" rusza w trasę.

Stąd zaczęliśmy już pomału zmierzać w stronę domu. Zajechaliśmy jeszcze tylko na stację w Oleszycach (nieczynną oczywiście) aby złapać "szynobałaja" do Horyńca-Zdroju. SA109-007 zjawił się punktualnie i jechało nim całkiem sporo ludzi.

SA109-007 jako pociąg osobowy relacji Jarosław - Horyniec-Zdrój
na dawnej stacji Oleszyce

Akurat jak na złość kiedy inspekcja dobiegała końca rozpogodziło się i wyszło słońce. Wobec ładnej pogody, po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze na stacji Tryńcza gdyż właśnie jechał osobowy z Tarnobrzegu do Przeworska (EN57-1806). 

EN57-1806 jako pociąg relacji Tarnobrzeg - Przeworsk na
stacji Tryńcza

W Przeworsku wyjechaliśmy na krajową czwórkę, którą pojechaliśmy już do Krakowa. Jedynie w Dębicy zboczyliśmy do stacji Kochanówka Pustków w celu złapania "Hetmana" do Zamościa (z SU45-172 na czele). Jednakże ze względu na zapadający zmierzch, niewielu z nas zdecydowało się robić mu zdjęcie. Następnie wróciliśmy do Dębicy, skąd pojechaliśmy już prosto do Krakowa, gdzie byliśmy po 21. Jeżeliby podsumować te 4 dni w Bieszczadach, to raczej były one udane. Pogoda co prawda nie zawsze nam dopisywała, ale przejazd pociągiem do Chyrowa czy Bieszczadzką Kolejką Leśną dostarcza niesamowitych wrażeń i naprawdę warto się wybrać na te trasy. A z tego, co się później dowiedziałem, to lokomotywa SU42-521, która 25 sierpnia uczestniczyła w wypadku pod Wojaszówką, jednak została odbudowana. Do służby powróciła w marcu 2007 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz