sobota, 14 października 2023

2015-08-26 Pożegnanie Lata 2015

 

Koniec wakacji to czas kiedy Stowarzyszenie Inżynierów i Techników Komunikacji Rzeczpospolitej Polskiej najczęściej organizuje wyjazd techniczno-integracyjny „Pożegnanie Lata”. Członkowie i sympatycy stowarzyszenia podróżują wówczas autobusem miejskim i zwiedzają liczne miejsca głównie związane z transportem. W okresie od 26 do 30 sierpnia 2015 r. odbyła się już ósma edycja Pożegnania Lata, a jej plan był bardzo obfity. Mieliśmy uzgodnione zwiedzanie zakładów Pesa w Bydgoszczy, jednego z głównych producentów taboru szynowego w naszym kraju. W Bydgoszczy odwiedziliśmy również budowę nowej linii tramwajowej do Fordonu. Ponadto plan przewidywał m.in. przejazd koleją wąskotorową Gryfice – Pogorzelica, wizytę na dawnym radzieckim lotnisku pod Kołobrzegiem oraz w elektrowni szczytowo-pompowej w Żydowie. Z kolei głównym celem wyjazdu była nadmorska wioska Gąski

 

Dzień 1, środa 26 sierpnia 2015 r.

Start imprezy był wyznaczony po godzinie 18 na pętli Dworzec Główny Wschód. Uczestnicy przejazdu wypatrywali naszego stałego środka transportu na Pożegnaniach Lata, czyli Scani 113CLL #PS063 z MPK Kraków. A tu niespodzianka, bo podjeżdża przegubowy Mercedes Conecto firmy Mobilis z tekstem „Pożegnanie Lata 2015” na wyświetlaczu 😂. Zapanowała lekka dezorientacja, ale wsiedliśmy na pokład. Podróż tym autobusem nie trwała długo, bo na pętli Krowodrza Górka czekała już przesiadka do naszej poczciwej Scani. Pojazdy te miały na liczniku sporo kilometrów i ustępowały pomału miejsca nowym Solarisom, ale nasza pożegnaniowolatowa #PS063 wciąż jeszcze walczyła w służbie liniowej. 

Pętla Krowodrza Górka w Krakowie. Przesiadka z Mercedesa
Conecto firmy Mobilis do naszego tradycyjnego środka transportu,
czyli Scani 113CLL #PS063

Nocą kierowaliśmy się autostradą do Wrocławia a następnie na północ w stronę Wielkopolski.

 

Dzień 2, czwartek 27 sierpnia 2015 r.

Pierwotny plan na czwartkowy poranek był bogaty. Mieliśmy przejechać się trasą linii nocnej w Poznaniu oraz zwiedzić Gniezno, Inowrocław oraz Kruszwicę. Ostatecznie musieliśmy cisnąć prosto do Bydgoszczy, gdyż na godzinę 9 mieliśmy uzgodnione zwiedzanie Pesy. Do grodu nad Brdą dotarliśmy z lekkim zapasem czasowym. 

Przerwa śniadaniowa w Bydgoszczy

Skład 805Na #284+285 na ulicy Marszałka Focha

805Na #336 na ulicy Marszałka Focha

Po postoju na śniadanie udaliśmy się na zwiedzanie zakładu. Początki warsztatów naprawczych taboru szynowego w Bydgoszczy sięgają roku 1851. Ówczesny Warsztat Naprawczy Kolei Wschodniej zlokalizowano przy stacji Bydgoszcz Główna, naprzeciw pierwszego dworca. Na początku funkcjonowała tu parowozownia i kuźnia. Jednak już w 1855 roku otwarto do użytku budynek administracyjny, a rok później halę naprawy parowozów. Dalsza rozbudowa i przebudowa warsztatów naprawczych Kolei Wschodnich miała miejsce w latach 60., 70. i 80. XIX wieku. W tym okresie m.in. zbudowano nową kuźnię, warzelnię pokostu, nową halę naprawy parowozów na 44 stanowiska oraz halę naprawy wagonów. Przebudowano także pomieszczenia dla blacharni, lakierni, kuźni miedzianej oraz warsztatów: naprawczego tendrów i budowy zwrotnic. W 1867 r. oddano do użytku tunel prowadzący od obecnej ulicy Zygmunta Augusta do warsztatów naprawczych, przebiegający pod torami kolejowymi. Obecnie 92% akcji Pesy jest w rękach ośmiu prywatnych inwestorów – m.in. menedżerów w firmie. Aktualnie zakład jest jednym z czołowych w kraju producentów i warsztatów naprawczych taboru szynowego różnych typów, tj: wagonów silnikowych i zespołów trakcyjnych (zarówno spalinowych jak i elektrycznych), wagonów pasażerskich różnych typów, specjalizowanych wagonów towarowych, tramwajów, pasażerskich pojazdów specjalnych oraz lokomotyw. Tabor Pesy jest dostarczany zarówno dla odbiorców polskich jak i zagranicznych. W Polsce głównymi odbiorcami nowych pojazdów są samorządy i spółki samorządowe. Za granicą pojazdy kolejowe Pesa jeżdżą we Włoszech, na Ukrainie, Białorusi i Litwie. W trakcie naszej wizyty realizowane były zamówienia dla Czech, Niemiec i Rosji. Tramwaje natomiast jeżdżą w Segedynie na Węgrzech, w Rumunii, Rosji, Bułgarii i Kazachstanie. Jednym z większych kontraktów realizowanych przez Pesa podczas naszej wizyty, była produkcja 36 tramwajów typu Krakowiak 2014N o długości 43 metrów dla MPK Kraków. Zdjęć z terenu Pesa nie będzie. Sympatyczny pracownik oprowadzający nas po zakładzie wspomniał o ówczesnym prezesie firmy, że ma on czarny pas w karate i może się z nim zmierzyć jakby przypadkowo gdzieś zobaczył opublikowane w Internecie nasze zdjęcia z terenu zakładu 😉. Po zwiedzeniu Pesy mieliśmy jeszcze okazję wykonać zdjęcia tramwajów na tle budowanego nowego dworca głównego. Tramwaje powróciły pod dworzec główny w 2012 roku po 22 latach nieobecności. 

Skład 805Na #316+317 na tle budowy nowego dworca Bydgoszcz
Główna

Z Bydgoszczą się jeszcze nie rozstawaliśmy. Mieliśmy tu jeszcze jedno miejsce do odwiedzenia, mianowicie budowaną linię tramwajową do Fordonu. Nowa trasa będzie miała ponad 7 kilometrów długości, dzięki czemu znacząco powiększy sieć tramwajową Bydgoszczy. Trasa rozpocznie się na pętli Wyścigowa, po czym przejdzie estakadą nad dworcem kolejowym Bydgoszcz Wschód, a następnie obsłuży duże sypialnie miasta, czyli Przylesie i Fordon. Cały projekt pn. „Budowa linii tramwajowej do dzielnicy Fordon z przebudową układu drogowego w Bydgoszczy” realizowany przez Tramwaj Fordon sp. z o.o. ma wartość 437,3 mln zł, z czego 209,8 mln pochodzi ze środków unijnych. Poza budową nowej linii tramwajowej projekt zakłada przebudowę stacji kolejowej Bydgoszcz Wschód w węzeł przesiadkowy na linię tramwajową, przebudowę i rozbudowę układu drogowego w korytarzu budowanej linii do Fordonu, a także zakup 12 nowych tramwajów. Na trasie powstaną trzy pętle tramwajowe: dwie pośrednie Przylesie i Niepodległości oraz końcowa Łoskoń, przy której powstanie również zajezdnia. Przejechaliśmy wzdłuż całej budowanej trasy, a na budowanej pętli Łoskoń urządziliśmy Ceremonię Całowania Torów. Jest to nasza tradycja nawiązująca do pielgrzymek Papieża Jana Pawła II do Polski, kiedy Ojciec Święty wizyty zaczynał od całowania ziemi ojczystej. My natomiast całujemy nowe szyny tramwajowe 😛. Była też okazja na wykonanie zdjęć budowanej pętli wraz z zajezdnią. 

Budowa pętli tramwajowej Łoskoń wraz z zajezdnią

Nasza Scania przy budowanej pętli Łoskoń

Następnie opuściliśmy Bydgoszcz kierując się na zachód. Udaliśmy się do Województwa Zachodniopomorskiego do miasteczka Chociwel. Jest ono urokliwie położone na Pojezierzu Ińskim, nad rzeką Krąpiel i Jeziorem Starzyca o charakterystycznym półksiężycowym kształcie. Mieliśmy tu zaplanowany pierwszy stacjonarny nocleg w pałacu nad jeziorem.

Chociwel, nasz pierwszy stacjonarny nocleg

Dzień 3, piątek 28 sierpnia 2015 r.

Czwartek był bardzo ciepłym dniem, ale w nocy front atmosferyczny spowodował załamanie pogody i w piątkowy poranek było zimno. Doszło nawet do sytuacji, że zamarzło nam piwo pozostawione na noc w autobusowej lodówce 😮 Nigdy dotychczas z czymś takim się nie spotkałem. Około godziny 7 wyjechaliśmy w trasę kierując się na północ przez Nowogard i Płoty do Gryfic. Tam przesiedliśmy się do pociągu Nadmorskiej Kolei Wąskotorowej. 

Przesiadka do wąskotorówki w Gryficach

W planie mieliśmy przejazd całą dostępną trasą wąskotorówki kursującej przez Trzęsacz do Pogorzelicy. Jest to jeden z dwóch czynnych fragmentów dawnej sieci Pomorskich Kolei Dojazdowych, która oplatała niegdyś znaczną część Pomorza Zachodniego. Interesująca nas trasa istnieje od 1896 roku. Pierwotnie miała szerokość toru 750 mm. Obecny rozstaw 1000 mm uzyskała w roku 1912. Największy rozkwit wąskotorówki na Pomorzu Zachodnim przechodziły na początku XX wieku. Po II wojnie światowej zaczęły one przegrywać z transportem drogowym i sieć stopniowo zaczęła się kurczyć. Z powodu braku inwestycji infrastruktura i tabor zaczęły ulegać stopniowej dewastacji. Aby zapobiec całkowitemu zniszczeniu w Gryficach utworzono skansen taboru wąskotorowego a Gryficka Kolej Dojazdowa została wpisana w 1995 roku do rejestru zabytków. To jednak nie powstrzymało złej kondycji i na początku XXI wieku PKP postanowiły pozbyć się wszystkich wąskotorówek. Jedna z ofert kupna gryfickiej kolejki nadeszła aż z Kenii. Uroki trasy Gryfice – Rewal – Niechorze – Pogorzelica – Trzebiatów dostrzegł samorząd Gminy Rewal, który w 2002 roku podpisał z Dyrekcją PKP oraz Ministrem Skarbu umowę o nieodpłatnym przejęciu infrastruktury na ww. trasie wraz z taborem. Ostatecznie z uwagi na katastrofalny stan mostu na Redze w Nowielicach, nie udało się uruchomić odcinka Pogorzelica – Trzebiatów. W sezonie letnim 2002 r. kolejka ruszyła w trasę już jako własność Gminy Rewal. Wieloletni brak inwestycji i remontów spowodował jednak że infrastruktura i tabor wymagały remontu, co było trudne do udźwignięcia przez gminę. Nowe perspektywy i szanse rozwoju dla rewalskiej kolejki otworzyły się po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej w 2004 roku. Wówczas Gmina Rewal przy współpracy z Zachodniopomorskim Urzędem Marszałkowskim wystąpiła o dotacje unijne i przystąpiła do największej w ostatnich latach inwestycji realizowanej na kolejach wąskotorowych. W ramach rewitalizacji zmodernizowano starą linię kolejową o długości 10 km na trasie Trzęsacz – Pogorzelica. Odnowiono też tabor kolejowy: stare wagony zostały odrestaurowane i wyposażone w ogrzewanie i nowoczesne toalety. Lokomotywy i wagony otrzymały nowe barwy. Ponadto wyremontowano zabytkowe budynki dworcowe i wybudowano 3 nowe dworce. Od 2013 roku operatorem przewozów koleją wąskotorową na trasie Gryfice – Pogorzelica jest spółka Nadmorska Kolej Wąskotorowa z siedzibą w Pogorzelicy. Przed godziną 9 w Gryficach Wąskotorowych wsiedliśmy do pociągu do Pogorzelicy prowadzonego przez lokomotywę Lxd2-472. 

Pociąg do Pogorzelicy na stacji Gryfice Wąskotorowe

Zdecydowaliśmy się na przejazd w wagonie letniaku, chociaż przy tak niskiej temperaturze na zewnątrz była to średnia przyjemność. Jednak z każdą minutą robiło się coraz cieplej. Tuż po wyjeździe z Gryfic kierowaliśmy się na zachód i przejechaliśmy pod wiaduktem linii normalnotorowej do Goleniowa. Na pierwszym przystanku Popiele mogliśmy zaobserwować pozostałości po odgałęzieniu do Stepnicy przez Łożnicę. Odcinek od Gryfic do Trzęsacza był poddawany tylko doraźnym naprawom i zachował klimat pomorskiej wąskotorówki z lat 90` XX wieku. Natomiast w Trzęsaczu wjechaliśmy w zupełnie inny świat. Odremontowane stacje, gładki jak stół tor. Normalnie najbardziej wypasiona wąskotorówka w Polsce. Ciekawe czy jakakolwiek inna linia wąskotorowa w naszym kraju doczeka się podobnej rewitalizacji. Ostatni przystanek trasy z Niechorza do Pogorzelicy mieliśmy okazję przejechać na Pożegnaniu Lata 2010. Wtedy trasa była jeszcze przed remontem, więc mogliśmy zrobić sobie porównanie. Jedyna zmiana na minus jest taka, że w 2010 r. jechaliśmy składem z parowozem. Obecnie póki co Nadmorska Kolej Wąskotorowa nie posiada czynnego parowozu, niemniej jednak w dalszych planach jest zmiana tego stanu rzeczy. 

Spotkanie Scani z wąskotorówką w Pogorzelicy

Po wykonaniu zdjęć naszej Scani z wąskotorówką w Pogorzelicy, ruszyliśmy autobusem w dalszą drogę. Przez Trzebiatów dotarliśmy do Mrzeżyna, skąd wzdłuż morskiego wybrzeża jechaliśmy na wschód. W Dźwirzynie zatrzymaliśmy się na smażoną rybkę. Po obiedzie ruszyliśmy dalej do Kołobrzegu, a konkretnie na dawne lotnisko wojskowe Bagicz. Zostało ono wybudowane przez Niemców tuż przed II wojną światową. Po wojnie zostało ono przejęte przez Armię Czerwoną, która utworzyła tu swoją eksterytorialną samowystarczalną strefę. Obok lotniska powstało osiedle garnizonowe Podczele. W czasach istnienia Związku Radzieckiego, Armia Czerwona miała na terenie Polski kilka takich stref eksterytorialnych, które nie były wykazywane na polskich mapach. Jedną z nich było właśnie osiedle Podczele z lotniskiem Bagicz. Inną taką strefą było Borne Sulinowo na Pojezierzu Drawskim, które odwiedziliśmy na Pożegnaniu Lata 2012. Wojska Radzieckie wyprowadziły się z Podczela w 1992 roku. Przez kolejne 20 lat lotnisko Bagicz stało opuszczone aż w 2012 r. jego część została zagospodarowana dla ruchu turystycznego i czarterowego. 

Dawne radzieckie lotnisko Bagicz

W następnej kolejności ruszyliśmy dalej na wschód do Koszalina. Tam mieliśmy w planie jazdę gokartami w miejscowym MotoParku. Powiem że nigdy wcześniej nie jeździłem tym sprzętem i początkowo bałem się na to wsiadać 😅. Twierdziłem że na pewno nad tym nie zapanuję i się wywalę. Ale jak koledzy mnie przekonali i wsiadłem, to tak mi się podobało, że żałowałem że jazda trwała tak krótko 😂. 

Tor gokartowy w Koszalinie

Jazdę skończyliśmy około godziny 18 i pora było już zmierzać do celu podróży. Godzinę później dotarliśmy do nadmorskiej wsi Gąski, gdzie mieliśmy zaplanowane dwa noclegi.

 

Dzień 4, sobota 29 sierpnia 2015 r.

Tradycyjnie zostawiliśmy jeden dzień odpoczynku dla naszej Scani i jej kierowców. Całą sobotę spędziliśmy wypoczywając na plaży w Gąskach oraz zwiedzając miejscową latarnię morską.

 

Dzień 5, niedziela 30 sierpnia 2015 r.

Niedziela to dzień powrotu do Krakowa. Przed godziną 8 opuściliśmy Gąski.

Scania przygotowywana do drogi powrotnej do Krakowa

Pożegnalny fotostop z latarnią morską w Gąskach

Po drodze mieliśmy kilka miejsc do odwiedzenia. Pierwszym z nich był most kolejowy w Polanowie, miasteczku położonym 40 kilometrów na wschód od Koszalina. Jak się popatrzy na obecną mapę można się zdziwić skąd kolej w Polanowie. Obecnie owszem nie ma kolei w Polanowie, jednak przed II wojną światową za Niemca zbiegało się tu kilka linii, zarówno normalno- jak i wąskotorowych. Jako pierwsza dotarła tu kolej wąskotorowa ze Sławna w 1897 roku. Rok później przedłużono ją do Gołogóry oraz dobudowano linię z Koszalina. Z kolei w 1903 roku do Polanowa dotarła kolej normalnotorowa z Grzmiącej. W 1921 roku linię przedłużono do Korzybia a w 1934 roku linię wąskotorową Sławno – Polanów przekuto na tor normalny. Odtąd przez kolejne 11 lat przez Polanów kursowały pociągi wąskotorowe z Koszalina do Gołogóry oraz odchodziły pociągi normalnotorowe do Grzmiącej, Sławna i Korzybia. Wszystko skończyło się w roku 1945, kiedy te tereny zajęła Armia Czerwona i rozgrabiła wszystkie okoliczne linie kolejowe. Kompletnie splądrowane i wyludnione miasto przekazane zostało administracji polskiej. I choć od wyjazdu ostatniego pociągu z Polanowa minęło już 70 lat, pozostały pamiątki przypominające o niegdysiejszej obecności kolei w tej okolicy. Jednymi z nich są nazwy ulic: Kolejowa i Dworcowa, innymi zaś dawne mosty i wiadukty, po których przed wojną kursowały pociągi. 

Jeden z dawnych wiaduktów kolejowych ukrytych w lasach
nieopodal Polanowa

Najbardziej okazałym z nich jest tzw. Czerwony Most przerzucony nad doliną rzeki Grabowej. Niegdyś biegła po nim normalnotorowa linia kolejowa Polanów – Korzybie. Swą niezwykłość most zawdzięcza barwie – niegdyś pomalowany był na czerwono. Na razie ta kolorowa atrakcja Polanowa nie jest dostępna ani dla pieszych ani dla zmotoryzowanych ze względu na zły stan techniczny. Gmina czyni jednak starania o pozyskanie funduszy na remont. Po odremontowaniu most ma służyć pieszym i rowerzystom przemierzającym trasę turystyczną przez rezerwat rzeki Grabowej. 

Czerwony Most w Polanowie

Po obejrzeniu tego okazałego obiektu wróciliśmy do autobusu. Nie rozsiadaliśmy się w nim jednak za bardzo, gdyż 10 kilometrów na południe od Polanowa mieliśmy kolejny przystanek. Odwiedziliśmy Elektrownię szczytowo-pompową Żydowo. Obiekt zlokalizowany jest między Jeziorami Kwiecko oraz Kamiennym i jest skutecznym akumulatorem magazynującym ogromną energię. Elektrownie szczytowo-pompowe są kosztowne, jednak trudno znaleźć alternatywną formę magazynowania tak dużych ilości energii. Pełnią one istotną rolę interwencyjną w przypadku awarii bądź zakłóceń stabilizacji systemu elektroenergetycznego. Oznacza to że w razie nagłego niedoboru mocy elektrownia uruchamiana jest do pracy turbinowej, jeśli zaś nagle wystąpi nadmiar mocy, elektrownia podejmuje pracę pompową. W Polsce na elektrownie szczytowo-pompowe przypada najwięcej z 2100 MW mocy łącznej zainstalowanej w hydroelektrowniach, bo około 1350 MW. Najbardziej znane polskie elektrownie szczytowo-pompowe to: Żarnowiec, Porąbka-Żar, Solina i właśnie Elektrownia Szczytowo-Pompowa Żydowo, nosząca imię profesora Alfonsa Hoffmanna. Budowa elektrowni była inwestycją pionierską w skali kraju. Pojawiało się wiele problemów natury technicznej oraz organizacyjnej. Brakowało wykwalifikowanych robotników oraz średniej kadry technicznej. Dotkliwe braki sprzętowe (mała liczba i awaryjność przestarzałych cementowozów, betoniarni, pomp wodno-ziemnych), a także trudności z dostępnością materiałów skutkowały ciągłym odkładaniem terminu wykonania. Oszczędne projektowanie (brak ogrzewania hali) podczas montażu hydrozespołów również nie ułatwiało prac – szczególnie w okresie zimowym. Szacuje się, że podczas budowy elektrowni pracowało łącznie kilka tysięcy osób. Przy budowie pracowały osoby zjeżdżające się z całego kraju. Wielu z pracowników zamieszkało na stałe w okolicach powstającej elektrowni. W celu zapewnienia kwater i infrastruktury niezbędnej dla ekip budowlanych w Żydowie powstały osiedla bloków mieszkalnych. O rozmachu i wielkości inwestycji świadczy fakt, że jedno z osiedli do dziś pełni funkcję domu pomocy społecznej dla kilkuset pensjonariuszy. Elektrownie uruchomiono w 1971 roku. Podczas wielu lat eksploatacji obiekt miał lepsze i gorsze lata. Do 1983 roku pełnił funkcję regulacyjno-interwencyjną poprzez pobór nadmiaru energii z sieci lub też wytwarzanie jej w czasie szczytowego zapotrzebowania. Później zaczęto traktować elektrownię jako lokalne źródło wytwarzania energii. Było tak aż do 13 lipca 2001 roku, kiedy to elektrownia ze względu na niekorzystne relacje cenowe (wysoki koszt energii do pompowania wody) praktycznie stanęła na 5 lat. Rozległa awaria zasilania jaka wystąpiła w północno-wschodniej Polsce w czerwcu 2006 roku przypomniała wszystkim o istnieniu Elektrowni Żydowo, a powrót do usług systemowych pozwolił na ponowne wykorzystanie potencjału ESP Żydowo. Niemal 40 lat pracy odcisnęło swoje piętno na obiekcie. Urządzenia mimo starannej konserwacji starzały się i zużywały, a stosowane niegdyś rozwiązania techniczne nie przystawały do rosnących standardów. Elektrownia szczytowo-pompowa Żydowo to jedna z najstarszych tego typu elektrowni w kraju, eksploatowana od 1971 roku. Pomimo ponad 40-letniej historii obiekt nie był poddawany gruntownej modernizacji aż do 2007 roku. Dopiero wówczas po przejęciu jednostki przez GK Energa – rozpoczęto prace modernizacyjne w celu uatrakcyjnienia jej oferty rynkowej. W październiku 2013 roku zakończono proces modernizacji urządzeń i instalacji elektrowni, którego wartość wyniosła blisko 120 mln zł. W jego wyniku obiekt doprowadzono do stanu umożliwiającego wieloletnią efektywną i bezpieczną eksploatację. Przy zwiedzaniu obiektu wykonaliśmy zdjęcia naszej Scani pod imponujących rozmiarów rurami transportującymi wodę do turbin, oraz nad kanałem łączącym jeziora wykorzystywane w elektrowni. Z wyżej położonego Jeziora Kamiennego woda płynie tym kanałem do rur, którymi trafia do turbin i do niżej położonego Jeziora Kwiecko. W nocy kierunek wody jest odwracany. 

Elektrownia szczytowo-pompowa Żydowo

Scania pod potężnymi rurami elektrowni

Nad kanałem łączącym Jeziora Kamienne i Kwiecko

Okolica bardzo nam się podobała, ale jednak trzeba było się zbierać. Mieliśmy do pokonania jeszcze wiele kilometrów. Drogą wojewódzką dotarliśmy do Białego Boru, gdzie wskoczyliśmy na krajówkę prowadzącą do Bydgoszczy. Następnie pod Toruniem wskoczyliśmy na autostradę i bez przygód na wieczór dotarliśmy do Krakowa.

środa, 11 października 2023

2023-10-01 z Turkolem do Krynicy

 

Podobnie jak w ubiegłym roku, taki i teraz portal Turystyka Kolejowa Turkol uruchomił liczne pociągi specjalne w ramach jesiennej oferty pn. „Bieszczady”. Jej zasięg nie ograniczał się do Bieszczad, zawierał liczne trasy południowo-wschodniej części kraju. Start imprezy był w piątek 29 września 2023 r. i obejmował najpierw łącznice w okolicach Częstochowy i Kielc, a następnie okolice Chełma, Zamościa i Rzeszowa. Mnie i Alka najbardziej interesował ostatni dzień oferty, czyli niedziela 1 października. Skład startował wówczas z Krosna i pojechał do Uherzec w Bieszczadach, po czym z powrotem pojechał do Krosna i dalej przez Jasło i Nowy Sącz do Krynicy, a następnie przez Kraków do Warszawy. W tym roku do prowadzenia większości pociągów Turkolu angażowana jest lokomotywa spalinowa SU46-029 należąca do PKP Cargo. Jest to ostatnia czynna przedstawicielka tej serii. Lokomotywy SU46 były produkowane w latach 1974-1977 i w 1985 roku w zakładach Cegielskiego w Poznaniu jako następcy pojazdów serii SU45. Ostatni egzemplarz ma dopuszczenie do ruchu ważne do grudnia 2023 r. i w ramach pożegnania zwiedza różne zakątki kraju. W niedzielę 1 października na trasie do Krynicy towarzyszył mu dodatkowo zabytkowy elektrowóz EP05-23 należący do PKP Intercity. Na kryniczance pociągi Turkolu prowadziły obie lokomotywy w różnych konfiguracjach. Na niektórych odcinkach obie lokomotywy ciągnęły razem skład, a na niektórych jedna ciągnęła a druga popychała. Tak wyjątkowego składu na kryniczance po prostu nie mogliśmy odpuścić. Pierwotnie w sobotę Alek miał mieć nockę w pracy i mieliśmy wyruszyć z Krakowa w niedzielę o 7 rano. Ostatecznie udało mu się zamienić w pracy i mogliśmy gonić pociąg na całej trasie od Krosna. Razem z nami pojechał kolega Wojtek.

Już myślałem że organizacja wyjazdu jest dopięta na ostatni guzik, a tu w sobotę wieczorem widzę dwa nieodebrane połączenia od Alka. Myślę co jest grane. Okazało się, że Alek ma problemy z zatankowaniem auta i już ma wizje że nie pojedziemy. Rząd wprowadził przedwyborczą obniżkę cen paliwa, to od razu ludzie masowo tankują na zapas, tak że albo na stacjach brakuje paliwa albo padają dystrybutory. Alek prosił, żebym poszukał czy na stacjach u mnie w pobliżu jest możliwość zatankowania. Na szczęście chwilę później zadzwonił że udało mu się zatankować i alarm odwołany J. Zbiórkę mieliśmy o godzinie 4 pod moim blokiem. Wojtek przyjechał od siebie z Czeladzi i zaparkował na moim osiedlu, po czym przyjechał Alek i nas zgarnął. Autostradą A4 cisnęliśmy do Dębicy, a potem drogami wojewódzkimi przez Frysztak do Krosna. Na „bezdruciu” większość miejscówek do zdjęć proponował Wojtek, a za Jasłem głównie ja i Alek. Pociąg ruszał z Krosna o 6:40, a pierwsze zdjęcia planowaliśmy wykonać w stacji Zarszyn. Zachowała ona klimat starej kolei galicyjskiej. Posiada budynek z czasu budowy linii oraz ziemne perony. Okolica była spowita mgłą, która coraz bardziej się zagęszczała. Momentami nie było nawet widać semaforów wyjazdowych. Doszło do sytuacji, że miłośnicy który planowali zdjęcia szlakowe z dalszych odległości, zjeżdżali się do nas na stację 😀. Kwadrans po godzinie 7 z mgły wyłoniła się suka z trzema oliwkowymi wagonami. 

SU46-029 z pociągiem Turkolu relacji Krosno - Uherce mija
stację Zarszyn

Korzystając z niskich prędkości obowiązujących na tym odcinku, szybko wyprzedziliśmy skład i wykonaliśmy zdjęcia jak opuszcza on kolejną stację, czyli Nowosielce. 

Wyjazd ze stacji Nowosielce

Następne zdjęcia pierwotnie planowaliśmy wykonać w Nowym Zagórzu, ale jako że szybko udało się pociąg ponownie wyprzedzić, zrobiliśmy bonusowe ujęcie przed zjazdem na obwodnicę Sanoka. 

Na szlaku Nowosielce - Sanok

Sanok ominęliśmy sprawnie i już kwadrans później czekaliśmy na wyjeździe z Nowego Zagórza. Stacja jest obecnie zastawiona sprowadzonymi przez SKPL holenderskimi spalinowymi zespołami trakcyjnymi. 

Skład opuszcza stację Nowy Zagórz

Po uwiecznieniu składu wyjeżdżającego ze stacji, ruszyliśmy już prosto do Uherzec. Jest to bowiem jedyna stacja z semaforami kształtowymi na trasie tego pociągu, a zależało nam na ujęciu z podanym semaforem wjazdowym. 

Wjazd na stację Uherce

Kolejne kilkanaście minut poświęciliśmy na fotografowanie manewrów suki w Uhercach. Zauważyliśmy, że stacja Uherce nie jest już cała na semaforach kształtowych. Jeden z semaforów wyjazdowych w kierunku Ustrzyk Dolnych został unieważniony i obok postawiono świetlny. Domyśliliśmy się, że to dlatego, że nie jest obsadzana nastawnia wykonawcza na tej głowicy i PLK wolała postawić semafor świetlny, aby nie odstawiać wiecznej prowizorki z wyjazdami na rozkaz. 

Oblot składu w Uhercach

Skład szykowany do wyjazdu w drogę powrotną

Na odjazd pociągu nie czekaliśmy, bo chcieliśmy zdążyć na spokojnie zająć miejscówkę przy moście na Sanie przed Nowym Zagórzem. Most ten niedawno został wyremontowany, z dużym prawdopodobieństwem z wykorzystaniem staro użytecznych przęseł z mostu na Wiśle w ciągu krakowskiej linii średnicowej. 

Most na Sanie przed Nowym Zagórzem

Po wykonaniu zdjęć pociągu na moście wskoczyliśmy na obwodnicę Sanoka i po chwili zaczailiśmy się na fotki na znanym i lubianym łuku na szlaku Sanok – Nowosielce. Pierwotnie nie planowaliśmy się tu zatrzymywać, gdyż byłoby pod słońce. Ale jako że słońce jeszcze się nie przebiło przez poranne mgiełki, to uwzględniliśmy to miejsce. Całkiem spory szpalerek focistów się tu ustawił. 

Znana i lubiana miejscówka na szlaku Sanok - Nowosielce

Za Nowosielcami jest odcinek z niskimi prędkościami i nie musieliśmy gnać na wariata, żeby wyprzedzić pociąg. Następne fotki planowaliśmy wykonać na prostej z teletechniką w okolicach Zarszyna. Długo zastanawialiśmy się w którym miejscu się zatrzymać i ostatecznie wybraliśmy przejazd już przy pierwszych zabudowaniach Beska. Miejscówka nie była aż tak szałowa jak się spodziewaliśmy, ale skoro już tu przyjechaliśmy to zrobiliśmy fotki. 

Na szlaku przed Beskiem

Dalej mieliśmy do pokonania ruchliwe skrzyżowania w Miejscu Piastowym i Krośnie, ale na szczęście cały czas mieliśmy lekką przewagę nad pociągiem. Za Krosnem kierowaliśmy się lokalnymi drogami przez Jedlicze do Tarnowca, gdzie zaplanowaliśmy ujęcie stacyjne. 

SU46-029 z pociągiem "Nikifor" z Krosna do Krynicy mija stację
Tarnowiec

Dalej mieliśmy trudne zadania przebić się przez Jasło. Na szczęście w byliśmy już wcześniej z Alkiem w tych rejonach i mieliśmy zapoznanie tutejszych lokalnych dróg. Jak z Tarnowca pojedzie się przez Czeluśnicę i Wolicę, to nie trzeba będzie wjeżdżać do centrum Jasła, a przejedzie się jego południowym skrajem. Biegnącą przez otwartą przestrzeń drogę z Tarnowca do Czeluśnicy, upodobali sobie lokalsi do ćwiczenia driftowania. Na asfalcie widać ślady palonej gumy o charakterystycznym sinusoidalnym kształcie 😅. W Czeluśnicy pokrzyżował nam nieco szyki remont mostku i musieliśmy trochę kluczyć po wsi. Na szczęście mimo to czas mieliśmy dobry i na krajówkę nr 28 w Jaśle wskoczyliśmy niedługo po tym jak pociąg opuścił Jasło. Sytuacja była bardzo podobna jak w czerwcu, kiedy goniliśmy pociąg TLK „Bieszczady”. Na szlaku Jasło Niegłowice – Przysieki gdzie jest niska szlakowa, bez większych trudności dogoniliśmy pociąg. Natomiast za Przysiekami pociąg przyspieszył i zaczął nam deptać po piętach. Dopiero za Skołyszynem linia kolejowa idzie nieco naokoło i tam udało nam się zrobić przewagę nad pociągiem. Mieliśmy ambicje wykonać zdjęcia z przejazdu przed Bieczem, gdyż tam linia idzie ładnie do słońca. Zdążyliśmy dosłownie na styk. 

Na szlaku przed Bieczem

Potem mieliśmy jedną z niewielu chwili luzu, gdyż w Bieczu suka ma dłuższy postój. Będzie krzyżować się z TLK „Bieszczady” z Krakowa do Zagórza. Zajechaliśmy na spokojnie od południowej strony na stację i uwieczniliśmy mijankę. „Bieszczady” obsługiwała „Mucha”, czyli spalinowy zespół trakcyjny SN84-001. 

SN84-001 jako pociąg TLK "Bieszczady" z Krakowa do Zagórza
wjeżdża na stację w Bieczu

Krzyżowanie Turkolu z "Bieszczadami" w Bieczu

Kolejne zdjęcia planowaliśmy wykonać z przejazdu przed stacją Gorlice Zagórzany, przez który często przejeżdżaliśmy w celu ominięcia przejazdu ze szlabanami w ciągu drogi wojewódzkiej nr 979. W okolicach przejazdu biegał sobie luzem pies, rasy Labrador albo Golden Retriever. Był bardzo przyjazny, tyle że łaził sobie tak bez ładu i składu że o mało nie wpakował się pod pociąg. Już normalnie mieliśmy drastyczne wizje przed oczami. 

Przed stacją Gorlice Zagórzany

W Stróżach pociąg wjedzie na linię do Krynicy, którą mam już dobrze obeznaną przez ostatnie pięć lat. Kolejne zdjęcia planowaliśmy wykonać na pętli grybowskiej, z miejscówki gdzie można pociąg sfotografować w dwóch aktach: jak jedzie dołem wzdłuż krajówki oraz jak wspina się w kierunku posterunku Biała Wyżna. Niestety dużo czasu straciliśmy na przebijanie się przez Gorlice oraz później wlokąc się za niedzielnymi kierowcami. Dopiero przed Grybowem mogliśmy trochę pocisnąć. Przez centrum miasta przejeżdżaliśmy w momencie kiedy pociąg wjeżdżał na stację. Alek twierdził, że nie zdążymy na moją miejscówkę i zdecydował że pojedziemy na następny przejazd, na wysokości browaru Pilsweizera, tam gdzie linia kolejowa robi zakręt o 180 stopni. Ja byłem zdania, że zdążymy na moją miejscówkę, ale ok, niech będzie. Niestety zmiana miejscówki nie była zbyt dobrym pomysłem. Droga była tam wąska i stał już jeden samochód focistów. Alek próbował zaparkować zaraz za nim, z tym że akurat w tym momencie próbował przecisnąć się obok samochód jakiś tubylców i jeszcze jeden chłopaczek zaczął panikować że przejechaliśmy mu torbę na aparat, którą zostawił sobie w trawie 😕. Jakieś tam zdjęcie udało się zrobić, ale szału nie było. 

Na pętli grybowskiej

Potem Alek w ramach zadośćuczynienia chciał podwieźć tego chłopaczka co mu przejechał torbę, ale on powiedział że idzie do Grybowa czyli w przeciwną stronę. Aby nie przeciskać się przez centrum Nowego Sącza, ominęliśmy miasto lokalnymi drogami przez Popardową Niżną, Nawojową i Łazy Biegonickie. Przez ten czas w Nowym Sączu do naszego pociągu dołączał się czesio, czyli zabytkowy elektrowóz EP05-23. Wspólnie z suką poprowadzi on skład do Muszyny. Turkol nie wykazał się zbytnią kreatywnością przy wymyślaniu nazw dla swoich pociągów i powielił nazwy kursujących tą trasą osobówek Polregio i Kolei Małopolskich. Kurs z Krosna do Krynicy nosił nazwę „Nikifor”, natomiast powrotny z Krynicy - „Dunajec”. W Dolinie Popradu mieliśmy do wyboru, albo robić zdjęcia na oklepanych miejscówkach z drogi, albo wybrać jedno wysmakowane ujęcie z góry. Wybraliśmy drugie rozwiązanie i dobrze, bo przy takiej liczbie goniących zwyczajnie może nie być gdzie zostawić auta przy drodze wojewódzkiej. Zaproponowałem kilka motywów z górek na odcinku między Nowym Sączem a Muszyną i ostatecznie wybraliśmy miejscówkę pomiędzy Barcicami a Rytrem. Niecodzienny skład pięknie się zaprezentował w Dolinie Popradu.


EP05-23 i SU46-029 prowadzą pociąg Turkolu "Nikifor". Szlak
między Barcicami a Rytrem.

Po wykonaniu zdjęć zjechaliśmy w dolinę i niespiesznie podążaliśmy w stronę Muszyny. Dogoniliśmy Turkola dopiero w Andrzejówce, gdyż miał tam krzyżowanie z regio relacji Krynica – Tarnów. Udało się dzięki temu wykonać bonusowe ujęcie przed przystankiem w Miliku. 

Skład na szlaku przed przystankiem Milik

W Muszynie tylko czesio obleciał skład. Dalszą drogę do Krynicy pociąg pokonał z czesiem na uciągu i z suką na popychu. Najpierw zajechaliśmy na stację w Muszynie uwiecznić manewry czesia, a następnie mieliśmy w planie udać się na moją miejscówkę nad rynkiem, na wysokości przystanku Muszyna Zdrój. Co ciekawe tego dnia na kryniczance był duży ruch towarowy. Z jednym składem Turkol krzyżował się w Piwnicznej, a w Muszynie podczas naszej wizyty akurat ruszały dwa towary: dragon Freightlinera w kierunku Nowego Sącza i słowacki jamnik w kierunku granicy. Ja byłem sceptyczny zaglądaniu na stację w Muszynie. Spodziewałem się chmary ludzi łażących bez ładu i składu i tak też było. 

Manewry czesia w Muszynie

Z kolei na miejscówkę nad rynkiem dotarliśmy w ostatniej chwili, a ja nie byłem tam trzy lata i nie już pamiętałem gdzie dokładnie trzeba się ustawić żeby mieć dobre ujęcie. Musieliśmy na szybko ogarniać kadr. Jak dla mnie mogliśmy od razu tu przyjechać i na spokojnie spenetrować miejsce, ale już trudno. 

EP05-23 prowadzi a SU46-029 popycha skład. Okolica przystanku
Muszyna Zdrój

W Powroźniku skład miał kolejne krzyżowanie, tym razem z regio „Dolina Popradu” do Krakowa. Mieliśmy farta, bo akurat wyszło słońce, a suka się ładnie ustawiła. 

Skład oczekuje na krzyżowanie w Powroźniku

Mieliśmy jeszcze ambicję zrobić wysmakowane ujęcie przed samą Krynicą, ale mieliśmy pecha bo akurat zatrzymały nas gongi na przejeździe przy wyjeździe z Powroźnika. Alek wolał nie ryzykować mandatu 2000 PLN i grzecznie ustawiliśmy się przed szlabanami. Dzięki temu że byliśmy pierwsi w kolejce, udało się po przejeździe pociągu trochę pocisnąć i dorwać sukę jeszcze przy pierwszych zabudowaniach Krynicy. 

Na szlaku Powroźnik - Krynica

Następnie już na luzie pojechaliśmy na stację wykonać fotki w peronach. Obok pociągu Turkolu stał IC „Malinowski” do Warszawy z EU07-421 na czele. 

Postój w Krynicy-Zdroju. Obok EU07-421 z pociągiem IC
"Malinowski" do Warszawy Wschodniej

Dalej do Krakowa nie było w planach żadnych manewrów. Z Krynicy suka poprowadzi skład a czesio będzie popychał, a w Muszynie lokomotywy zamienią się rolami. W Krynicy mieliśmy najdłuższą dziś przerwę wynoszącą niespełna godzinę. Zajechaliśmy na tankowanie oraz przerwę posiłkową. Dla Alka był to naprawdę morderczy wyjazd. Nie dość, że był za kółkiem od godziny 3, to prawie cały czas pod presją czasu. Obiecywał, że po tym wyjeździe zrobi sobie miesiąc przerwy od zdjęć kolejowych (ciekawe czy dotrzyma słowa 😛). Odpoczynek szybko minął i trzeba było ruszać w dalszą część pogoni. Między Krynicą a Muszyną mogliśmy sobie pozwolić na jedną fotkę. Myślałem o wysmakowanej miejscówkę z górki, ale jako że pojawiły się wyśmienite warunki pogodowe (ostre słońce połączone z ciemnymi chmurami), wybraliśmy motyw z bliska przed semaforem wjazdowym do Powroźnika. Fotki wyszły nieźle, ale oczywiście jakieś ludziki musiały się panoszyć w kadrze. 

SU46-029 prowadzi a EP05-23 popycha pociag "Dunajec"
relacji Krynica - Warszawa Wschodnia. Szlak przed Powroźnikiem

Z kolei za Muszyną wybraliśmy zaproponowany przez Wojtka plener w Miliku z oddanej kilka lat temu kładki pieszo-rowerowej na Popradzie. Jest on idealny dla goniących pociąg samochodem, bo przy kładce jest parking J. Warunki oświetleniowe mieliśmy wyśmienite. Obawialiśmy się tylko czy zmieści się cały skład między drzewami. Na szczęście zmieścił się na styk. 

EP05-23 prowadzi a SU46-029 popycha skład na szlaku przed
przystankiem Milik

Po wykonaniu fotek cisnęliśmy za pociągiem i w Żegiestowie udało się go dogonić. Nawet trochę go wyprzedziliśmy, ale już przy przejeździe w Zubrzyku musieliśmy uznać jego wyższość. W Wierchomli Turkol miał krzyżowanie z regio Tarnów – Krynica i mogliśmy mu trochę uciec. Rzuciłem propozycję jeszcze jednej wysmakowanej miejscówki z góry między Rytrem a Barcicami. Zaczęliśmy na nią wyjeżdżać, ale pociąg już nas doganiał i zgodnie stwierdziliśmy że nie ma co ryzykować z wyjeżdżaniem na sam szczyt. Może i dobrze, bo nie byłem tu 3 lata i też na szybko bym pewnie sobie nie przypomniał skąd dokładnie robiłem zdjęcie. 

Na szlaku między Rytrem a Barcicami

Za to najbardziej wysmakowana miejscówka jeszcze przed nami. Miałem ją odkrytą na świeżo podczas tegorocznych wakacji i nie było obaw że nie trafimy 😀. Tak jak jadąc do Krynicy, tak i teraz ominęliśmy centrum Nowego Sącza, tyle że teraz jechaliśmy nieco inaczej i wyrzuciło nas w Jamnicy. Wzdłuż linii kolejowej jechaliśmy do Ptaszkowej, a następnie wskoczyliśmy na krajówkę nr 28 i dotarliśmy do Starej Wsi, na miejscówkę z widokiem na całą pętlę grybowską. Akurat trafiliśmy przypadkowo podkarpackiego Impulsa jadącego na przegląd do Newagu. 

Podkarpacki Impuls w drodze do Nowego Sącza. Szlak Grybów -
Biała Wyżna

Potem wyjechaliśmy nieco wyżej i czekaliśmy na Turkola. Słońce już się schowało, ale za to był bonus w postaci pasących się krów, które upiększyły fotki. Najpierw zrobiliśmy stąd skład opuszczający Ptaszkową, a pięć minut później uwieczniliśmy go wijącego się na łukach przed Grybowem. Byliśmy tak zachwyceni fotkami, że brak słońca w ogóle nam nie przeszkadzał 😍 

Skład opuszcza Ptaszkową

Na pętli grybowskiej

Parametr zaczął się już błyskawicznie pogarszać, ale mieliśmy w planie jeszcze zrobić ostatnie fotki w Bobowej. Tego dnia krzyżowały się tam dwa „Dunajce” 😂 Turkolu z Krynicy do Krakowa i Kolei Małopolskich z Krakowa do Nowego Sącza. 

Po zaliczeniu w Bobowej krzyżowania z "Dunajcem" Kolei
Małopolskich, "Dunajec" Turkolu rusza w dalszą drogę

Fotkami z Bobowej zakończyliśmy morderczy pościg za pociągami Turkolu i zaczęliśmy pomału wracać do Krakowa. Lokalnymi drogami dotarliśmy do Zakliczyna a stamtąd drogą wojewódzką do Wojnicza. Mieliśmy w planach wracać autostradą, ale była tak zakorkowana, że nawigacja kazała nam jechać starą czwórką. Następnego dnia startował nowy rok akademicki i zjeżdżały się słoiki. Wróciliśmy więc starą czwórką do Targowiska a potem przez Niepołomice i Nową Hutę do Krakowa. Około godziny 20 zajechaliśmy na moje osiedle, gdzie Alek pożegnał nas słowami jak drużyny konduktorskie PKP Intercity, czyli życzymy udanego pobytu (to do mnie) lub dalszej dobrej podróży (to zaś do Wojtka) 😀. Wyprawa była naprawdę mordercza, zwłaszcza dla Alka, ale zaowocowała naprawdę świetnymi zdjęciami. Dziękuję za super wypad!