Dnia
13 kwietnia 2019 r. odbyła się impreza kolejowa „Lubuskie Zakamarki”
zorganizowana przez dwóch pasjonatów: Ziemowita Czerskiego i Krzysztofa
Waszkiewicza (Iwana). Ich imprezy są adresowane głównie do miłośników
„zaliczających” linię kolejowe i nie inaczej było w tym przypadku. Trasa przebiegała
w większości przez tereny Województwa Lubuskiego, a głównym impulsem do jej
zorganizowania był przeprowadzony remont odcinka linii nr 380 Jankowa Żagańska
– Przewóz. Został on wybudowany przez Niemców w 1895 r., a 13 lat później
przedłużono go przez Sanice do Horki. Po II Wojnie Światowej linia została
przedzielona granicą i Polsce przypadł 32-kilometrowy odcinek Jankowa Żagańska
– Przewóz – Sanice. Ruch pasażerski został na nim „zawieszony” już w 1984
r., jednak dłużej utrzymywał się ruch towarowy. W tych okolicach był bowiem
bardzo rozwinięty lokalny przemysł i niemal z każdej stacji na linii
nr 380 wychodziła bocznica do jakiegoś zakładu. Niestety większość z nich
nie przetrwała kryzysu gospodarczego i stopniowo ulegała likwidacji, tak
że w połowie lat 90-tych ruch na omawianej linii zamarł całkowicie. Na
szczęście uniknęła ona fizycznej likwidacji, gdyż została dostrzeżona przez
Ministerstwo Obrony Narodowej. Ze względu znajdującą się w miejscowości
Potok jednostkę wojskową (do której prowadzi bocznica ze stacji Przewóz), linii
nr 380 zostało nadane znaczenie państwowe i zlecono jej remont generalny.
Oczywiście został on przeprowadzony wyłącznie na potrzeby wojska. Cała
infrastruktura pasażerska oraz tory dodatkowe na wszystkich stacjach pośrednich
zostały zlikwidowane. Nie przeszkodziło to jednak grupie miłośników kolei
odkreślić na mapie kolejną zaliczoną linię. Jeżeli chodzi o przewoźnika,
to organizatorzy postanowili skorzystać z usług spółki Arriva RP, która
podstawiła skład sprowadzonych z Danii spalinowych zestawów MR+MRD. Początek
i koniec imprezy został wyznaczony w Poznaniu, a przy okazji organizatorzy
starali się również przejechać innymi odcinkami nieczynnymi w ruchu
pasażerskim. I tak w drodze do Jankowej Żagańskiej odwiedziliśmy grupę towarową
w Zbąszynku a z powrotem przemierzyliśmy wykorzystywane wyłącznie w ruchu
towarowym linie Jankowa Żagańska – Żagań – Głogów. Ostateczna trasa imprezy
wyglądała następująco: Poznań Główny – Zbąszynek – Szczaniec – Zbąszynek
Towarowy – Zbąszyń – Zbąszynek Towarowy – Sulechów – Zielona Góra – Żary –
Jankowa Żagańska – Przewóz – Jankowa Żagańska – Żagań – Głogów – Zielona Góra –
Zbąszynek – Poznań Główny. Pierwotnie z Głogowa do Poznania mieliśmy jechać
wówczas również nieczynną w ruchu pasażerskim linią Głogów – Leszno, ale na
przeszkodzie stanęło nam zamknięcie torowe.
Ziemek
i Iwan przyzwyczaili nas, że ich imprezy rozpoczynają się bladym świtem i nie
inaczej było w tym przypadku. Start wyznaczyli na godzinę 5:30. Dojazd z
Krakowa zapewniał na styk pociąg IC „Przemyślanin”. Przyjechałem nim burżujsko
w kuszetce. W Poznaniu Głównym zameldował się z małym obsuwem, ale po sprawnej
przesiadce zdążyłem. Na zewnątrz jeszcze szaro. Podróż do Zbąszynia upłynęła
głównie na rozmowach ze współpasażerami, z którymi nie widziałem się dłuższy
czas. Na imprezy organizowane przez Ziemka i Iwana podróżuje w dużej mierze
stała grupa pasjonatów kolei. W trakcie rozmów kątem oka na stacji Buk
przyuważyłem ET21-331 transportowaną w składzie pociągu towarowego. Później
dowiedziałem się, że została ona zakupiona przez firmę ECCO Rail i
transportowano ją do Zabrza na naprawę główną. Niedługo potem dotarliśmy do węzła
Zbąszynek. Został on zbudowany od podstaw przez Niemców w okresie
międzywojennym. Wcześniej główną stacją węzłową był Zbąszyń, skąd rozchodziły
się linie w 6 kierunkach (Poznań, Berlin, Czerwieńsk, Gorzów Wielkopolski,
Leszno oraz Międzychód). Stan ten uległ zmianie, kiedy po I Wojnie Światowej
i Powstaniach Wielkopolskich zaraz za Zbąszyniem została wytyczona granica
Polsko-Niemiecka, przecinająca linie wychodzące w kierunku Berlina, Czerwieńska
i Gorzowa Wielkopolskiego. W związku z tym Niemcy zmienili całkowicie układ
okolicznych linii kolejowych budując rozległą stację Zbąszynek podzieloną na
grupę pasażerską i towarową z kompletem łącznic. I właśnie łącznicę
prowadzące na grupę towarową były pierwszym celem naszej imprezy. Na początek przejechaliśmy
normalnie przez stację pasażerską i wyjechaliśmy na pierwszą stację w kierunku
Berlina jaką jest Szczaniec. Tam zatrzymaliśmy się na zmianę czoła i przy
okazji pierwsze zdjęcia.
 |
Zestaw MRD4255+MR4055+MR4068+MRD4268 Arrivy na
stacji Szczaniec |
Po
zmianie kierunku jazdy zmierzaliśmy z powrotem w kierunku Zbąszynka, by na
posterunku odgałęźnym Dąbrówka Zbąska wjechać na łącznicę nr 820 prowadzącą na
grupę towarową. I tak następnie przetoczyliśmy się przez Zbąszynek torami
niedostępnymi na co dzień dla pociągów pasażerskich. Wypatrzyliśmy stojące przy
lokomotywowni m.in. dwie jednostki 14WE, które jeździły niegdyś w Kolejach
Śląskich. Po minięciu grupy towarowej dotarliśmy do posterunku odgałęźnego
Chlastawa, gdzie powróciliśmy na tory magistrali Berlin – Poznań i znaleźliśmy
się na stacji w Zbąszyniu. Tam odbył się kolejny postój na zmianę kierunku oraz
zdjęcia.
 |
Postój w Zbąszyniu |
W drogę powrotną ruszyliśmy też na grupę towarową, ale z niej
skierowaliśmy się łącznicą nr 819 do posterunku Kosieczyn, gdzie wjechaliśmy na
linię do Czerwieńska. W Babimoście zatrzymaliśmy się na krzyżowanie, co
wykorzystaliśmy na kolejne zdjęcia. Z przeciwka nadjechał osobowy z Nowej Soli
do Poznania zestawiony z EN57-2043.
 |
Krzyżowanie w Babimoście |
 |
EN57-2043 jako pociąg osobowy z Nowej Soli do Poznania |
Co
ciekawe nasze jednostki Arrivy nie są pierwszymi duńskim pociągami, które
zawitały na Ziemię Lubuską. W połowie lat 90-tych kursowały tu zespoły
trakcyjne Lubuskiej Kolei Regionalnej. Po II Wojnie Światowej odziedziczyliśmy
tu po Niemcach bardzo bogatą sieć kolejową, o którą niestety nie potrafiliśmy
odpowiednio zadbać. W latach 80 i 90-tych XX wieku centralnie zarządzane PKP
wycinało tu ruch pasażerski praktycznie na oślep. Aby powstrzymać ten proceder,
władze ówczesnego Województwa Zielonogórskiego założyły w 1993 r. spółkę
Lubuska Kolej Regionalna, której zadaniem było reaktywowanie ruchu osobowego na
liniach lokalnych. Do jej obsługi sprowadzony został komfortowy tabor od kolei
duńskich, który tam obsługiwał pociągi ekspresowe. Niestety pociągi Lubuskiej
Kolei Regionalnej przetrwały tylko przez rok. Przyczyny tego stanu były różne z
głównym wskazaniem na tabor, bardzo paliwożerny i zupełnie
nieprzystosowany do obsługi ruchu lokalnego. Władze województwa musiały więc z
podkulonym ogonem zdać się na niełaskę PKP, które oczywiście zamknęły
praktycznie wszystkie linie lokalne na Ziemi Lubuskiej. Infrastruktura padła
łupem złomiarzy, a to co z niej zostało zmiotła fala likwidacji linii
kolejowych podjęta na skutek krótkowzrocznych decyzji ówczesnego Ministerstwa
Infrastruktury w II dekadzie XXI wieku. Skutki tego widać było w Sulechowie,
przez który przejeżdżaliśmy. Od linii Zbąszynek – Czerwieńsk odchodziły tu
niegdyś 3 boczne linie: do Wolsztyna, Świebodzina i Konotopu. Pierwsze dwie
linie zostały rozebrane w latach 2015-2016, a z trzeciej zachował się tylko
odcinek do portu w Cigacicach. O linii do Wolsztyna przypomina jeszcze
zachowany kształtowy semafor wjazdowy. Miłą odmianą dla tej niedoli była nowa,
otwarta w 2013 r. łącznica omijająca stację Czerwieńsk, którą niedługo później
przemierzyliśmy. Parę minut później wjeżdżaliśmy już do Zielonej Góry mijając
zajezdnię MZK, na terenie której przyuważyłem m.in. dwa Jelcze M121M. Na stacji
Zielona Góra Główna mieliśmy kolejną zmianę czoła, którą można było wykorzystać
na zdjęcia i zakupy.
 |
Postój w Zielonej Górze Głównej |
 |
EN57-2017 jako pociąg osobowy do Wrocławia |
Dopisek
„Główna” w nazwie stacji pojawił się w 2018 r. i wiąże się z pojawieniem się
w mieście dodatkowych przystanków. Nie wiąże się to jednak z fizycznym
wybudowaniem nowych peronów. Otóż Miasto Zielona Góra wchłonęło wówczas całą
Gminę Wiejską Zielona Góra stając się powierzchniowo jednym z największych
miast kraju. Na terenie dawnej gminy wiejskiej znajdowało się kilka przystanków
kolejowych, które w ten sposób znalazły się w obrębie miasta. Z Zielonej
Góry wyruszyliśmy w dalszą drogę linią w kierunku Żar. Po drodze minęliśmy
węzeł w Bieniowie, gdzie spotkaliśmy się z linią Wrocław – Legnica – Żagań –
Lubsko – Gubinek. Za Niemca była to ważna magistrala stanowiąca najkrótsze
połączenie Wrocławia z Berlinem. Obecnie odcinek Bieniów – Lubsko jest tylko
podrzędną lokalką utrzymywaną jeszcze w przejezdności przez drezyny PLK, a dalszy odcinek do Gubinka został już dawno rzucony na „pożarcie” złomiarzom. Z
Żar skierowaliśmy się linią w kierunku Węglińca. Mimo że jest to linia łącząca
ważne węzły kolejowe, również przez kilka lat ruch pasażerski był tu zawieszony
(od 2002 do 2006 roku). Po kilkunastu minutach dotarliśmy do Jankowej
Żagańskiej, gdzie swój początek bierze linia stanowiąca główny cel naszej
wyprawy, czyli do Przewozu. Zmieniliśmy kolejny raz kierunek jazdy
i ruszyliśmy na zaliczanie. Kiedy pierwszy raz jechałem pociągiem z Węglińca
do Żar w 2008 roku widziałem wychodzący z Jankowej Żagańskiej pięknie wyjeżdżony
tor linii nr 380. Pierwsze skojarzenie – o, linia do Sanic jest czynna. Okazało
się, że to było złudne wrażenie. Tor owszem był cały czas czynny, ale tylko do
bazy paliw w Mirostowicach Dolnych położonej około 1 kilometra za Jankową
Żagańską. Minęliśmy odgałęzienie wspomnianej bocznicy i po chwili zatrzymaliśmy
się przy budynku stacyjnym w Mirostowicach Dolnych. Tam się też odbył
pierwszy fotostop.
 |
Fotostop w Mirostowicach Dolnych |
Obecnie
poza torem szlakowym i zabudowaniami stacyjnymi nie ma tu nic. Jednak za czasów
świetności była to stacja z dwoma peronami oraz bocznicą do nieistniejących już
zakładów porcelanowych. Kolejny fotostop odbył się na następnej stacji, jaką są
Mirostowice Górne. Zostało po niej niewiele, w zasadzie jedynie kolejowym
budynek mieszkalny.
 |
Mirostowice Górne |
Parę minut później znaleźliśmy się na stacji Wymiarki. Jest
to największa miejscowość położona przy linii nr 380. Zachował się budynek
stacyjny oraz bocznica do huty szkła. Oczywiście w trakcie remontu trasy została
ona odcięta.
 |
Stacja Wymiarki |
Następna stacja to już Przewóz. Minęliśmy odejście bocznicy do
jednostki wojskowej i dotarliśmy najdalej jak się da, czyli do kozła oporowego
ustawionego na końcu odbudowanego toru. Szlak biegnie dalej w kierunku Sanic,
jednak jest mocno zarośnięty i niekompletny.
 |
Przy koźle oporowym w Przewozie |
Skoro nie da się dalej pojechać,
trzeba wracać. W drodze powrotnej odbył się jeden fotostop przy przecięciu z
drogą nr 18 pomiędzy przystankiem Witoszyn Górny a Mirostowicami Górnymi.
 |
Fotostop pomiędzy Witoszynem Górnym a Mirostowicami Górnymi |
W
Jankowej Żagańskiej spędziliśmy trochę czasu. Stacja ma układ wyspowy i żeby po
przyjeździe od Przewozu wyjechać w kierunku Żagania, trzeba było wymanewrować na
południową głowicę.
 |
Postój w Jankowej Żagańskiej |
Linia
nr 389 Jankowa Żagańska – Żagań liczy 11 kilometrów i w ruchu pasażerskim
funkcjonowała do 1997 r. Wciąż jednak jest używana w ruchu towarowym. Natomiast
stacja w Żaganiu to klasyczny przykład jak kolej przez ostatnie lata straciła
na znaczeniu. Ogromna stacja z 5 peronami, okazałym budynkiem dworcowym i
6 kierunkami wyjazdowymi. A obecnie w ruchu pasażerskim jest to tylko
stacja przelotowa dla pociągów relacji Legnica – Żary kursujących w takiej liczbie,
że do ich obsługi wystarcza jeden peron. Dobrze, że budynek stacyjny przeszedł
gruntowny remont. Organizatorzy wyznaczyli tu przerwę obiadową. Przyjechała
firma cateringowa, która przywiozła uczestnikom imprezy stosowne zestawy. Po
dłuższym postoju w celach posiłkowych ruszyliśmy na dalsze zaliczanie, tym
razem odcinka linii nr 14 do Głogowa. Tuż za Żaganiem odbył się kolejny
fotostop.
 |
Wyjazd z Żagania w kierunku Głogowa |
Kawałek
dalej przekroczyliśmy rzekę Bóbr po okazałym ceglanym moście, a tuż za nim
minęliśmy rozjazd, na którym do niedawna odgałęziała się linia nr 371 do
Wolsztyna przez Nową Sól. Została ona bardzo brutalnie unicestwiona w 2018 r.
Władzom Powiatu Nowosolskiego od dłuższego czasu ta linia uwierała i widzieli w
niej potencjał bardziej na ścieżkę rowerową. Impulsem do szybszego działania
było ogłoszenie Ministra Infrastruktury z 2016 r. o zaprzestaniu wydawania
zgody na likwidację linii kolejowych. Starostwo porozumiało się więc szybko ze
spółkami PKP PLK S.A. i PKP S.A. i w wręcz ekspresowym tempie linia nr 371 na
terenie Województwa Lubuskiego przestała istnieć, a na odcinku z Nowej
Soli w kierunku Wolsztyna pojawiła się ścieżka rowerowa. Ścieżka obecnie urywa
się na granicy z Województwem Wielkopolskim, gdzie przechodzi tor kolejowy.
Jakże te działania Województwa Lubuskiego są różne w porównaniu z sąsiednim
Województwem Dolnośląskim, skąd co chwilę płyną informacje o odbudowie
kolejnych linii kolejowych za środki unijne. Tymczasem w Lubuskim te same środki
wykorzystywane są do przerabiania torów na ścieżki rowerowe. Wracając do
przemierzanego przez nas odcinka linii nr 14 Żagań – Głogów, to pociągi osobowe
kursowały tędy do 2002 roku. Po czterech latach został on reaktywowany ale
tylko na odcinku Żagań – Niegosławice. Jednak na skutek pogarszającego się
stanu infrastruktury połączenia te zostały ponownie zawieszone w 2010 r. Cały
odcinek Żagań – Głogów jest jednak intensywnie wykorzystywany w ruchu
towarowym. Stan infrastruktury rzeczywiście pozostawia wiele do życzenia. Od
Żagania toczyliśmy się cały czas 30 km/h. Nie wiem czy to efekt powolnej jazdy,
czy tego że byliśmy świeżo po obiedzie, ale wielu z nas toczyło na tym odcinku
zaciętą walkę z Morfeuszem (przez co niektórzy mogli nie uznać linii za zaliczoną).
Po około godzinie sennej jazdy osiągnęliśmy stację Niegosławice. Jest ona
często odwiedzana przez miłośników kolei. Zarówno czynne semafory kształtowe,
jak i klimatyczne ceglane nastawnie i budynek stacyjny stanowią ciekawe motywy
do zdjęć. My również nie omieszkaliśmy się tu zatrzymać. Zresztą i tak mieliśmy
tu krzyżowanie z pociągiem towarowym. Skład cystern prowadził ST44-1235 a na
popychu pracowała SM42-702.
 |
Wjazd na stację Niegosławice |
 |
Krzyżowanie z pociągiem towarowym prowadzonym przez ST44-1235... |
 |
...i popychanym przez SM42-702 |
Po przejeździe składu towarowego mogliśmy
swobodnie fotografować nasz skład z budynkiem stacyjnym oraz podanym
semaforem wyjazdowym. Oczywiście stacja Niegosławice również lata świetności ma
już za sobą. Niegdyś stanowiła węzeł kolejowy, gdzie linia Żagań – Głogów
spotykała się z linią Chocianów – Kożuchów. Niestety ta druga nie przetrwała fali
likwidacji linii kolejowych podejmowanych lekką rączką przez Ministerstwo
Infrastruktury w latach 2010-2016.
 |
Postój na stacji Niegosławice |
 |
Wyjazd z Niegosławic |
Z Niegosławic w dalszą drogę ruszyliśmy
z zawrotną jak na ten odcinek prędkością 60 km/h. Delektowaliśmy się tym
luksusem ile się da, bo niedługo się skończy. I faktycznie, po 10 minutach
osiągnęliśmy kres tego odcinka i zaczęło się 20 km/h do samego Głogowa.
Pierwotnie ja i jeszcze dwóch kolegów planowało wracać do Krakowa grupą wagonów
Berlin – Przemyśl dołączaną do pociągu Night Jet Berlin – Wiedeń. Miałem już
nawet kupiony bilet na niego, ale średnio mi się chciało zarywać kolejną noc. A
przy dobrych wiatrach istniała szansa na złapanie w Głogowie osobówki do
Wrocławia, która daje możliwość przesiadki we Wrocławiu na ostatniego w dobie
dziennego IC do Krakowa. Jednak przy takich prędkościach trudno było ocenić na
którą doturlamy się do Głogowa. Toczyliśmy się leniwie przez pola mijając
posterunek odstępowy Kłobuczyn. Niegdyś była tu stacja. Planowano ją całkiem
zlikwidować, ale ostatecznie pozostawiono tu posterunek odstępowy. I dobrze, bo
przy takich dramatycznych prędkościach jego brak znacznie by ograniczył
przepustowość. Pół godziny później osiągnęliśmy wiadukt nad linią
z Zielonej Góry, z którego widać było przystanek Głogów Huta. Wydawało
się, że Głogów tuż tuż. Niestety niezupełnie. Do stacji było jeszcze 6 km,
czyli niespełna 20 minut jazdy. Mniej więcej tyle samo czasu było do odjazdu
osobówki do Wrocławia. Na szczęście tuż przed samym Głogowem nieco
przyspieszyliśmy i dosłownie na styk zdążyliśmy się przesiąść. Pociąg z
Zielonej Góry do Wrocławia zestawiony był z jednostki EN57AL. We Wrocławiu
udałem się do kasy anulować bilet na NightJeta i zakupić nowy na IC do Krakowa.
O godzinie 19 wyruszyliśmy z Wrocławia i przesypiając niemal całą trasę około
godziny 22 dotarliśmy do Krakowa. Dziękuję Ziemkowi i Iwanowi za zorganizowanie
imprezy i umożliwienie przejazdu kolejnych niedostępnych na co dzień odcinków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz