poniedziałek, 20 kwietnia 2020

2019-07-13 Jelczem PR110D po Pieninach


Nie opadły jeszcze wrażenia po imprezie Jelczem D120 po Kujawach, która odbyła się 6 lipca 2019r., a już tydzień później zorganizowany został kolejny przejazd bardzo podobnym modelem Jelcz PR110D. I to całkiem blisko Krakowa, bo w Pieninach. Nie ukrywam, że było dla mnie wielkim zaskoczeniem, że czynny egzemplarz tego typu uchował się w Małopolsce, gdzie autobusy charakterystyczne dla PKS-ów wyginęły bardzo szybko. Bohater imprezy „Jelczem PR110D po Pieninach” stacjonuje w Trzemeśni, a jego właścicielem jest Pan Józef Pazdur. Autobus został wyprodukowany w 1986 roku i jeszcze w 2019 r. wykorzystywany był do przewozu młodzieży do gimnazjum w Myślenicach. Pojazd został namierzony przez kolegów z Krakowskiego Klubu Modelarzy Kolejowych, którzy podjęli się też organizacji imprezy „Jelczem PR110D po Pieninach”. Oczywiście nie mogłem przejść obojętnie wobec ogłoszenia takiej imprezy. Od razu też przekazałem info o niej Mateuszowi z Osielca, miłośnikowi tych pojazdów. On również zareagował podobnie jak ja. Parę dni później napisał do mnie kolega Maks, że jedzie na imprezę z dwoma kolegami i ma miejsce w aucie więc zaproponował mi wspólny dojazd. Skorzystałem z propozycji i 13 lipca rano wyruszyliśmy we czwórkę w podróż do Nowego Targu.

Sytuacja pogodowa się powtórzyła jak w zeszłym tygodniu, czyli w dni robocze upały a weekend pochmurny i deszczowy. Tak więc wygląda na to, że nici z fotostopów z Tatrami. Kolega się śmiał, że jedyne Tatry, jakie dziś zobaczymy, to te w sklepie monopolowym. Po dotarciu do Nowego Targu zaparkowaliśmy w centrum i udaliśmy się na dworzec autobusowy poczekać na imprezowego Jelcza. Chwile później dołączył do nas Mateusz, który przyjechał z Makowa Podhalańskiego pociągiem TLK „Podhalanin” jadącym całą noc ze Szczecina. Mówił, że ludzie w tym pociągu wyglądali jak żywe trupy. Poczekaliśmy jeszcze chwilę, aż przyjechał nasz imprezowy Jelcz PR110D wyróżniający się wśród stada busów oraz turystyków Szwagropolu. A jeszcze 15 lat temu takie pojazdy nie były tu niczym niezwykłym. W padającym deszczu ruszyliśmy drogą wojewódzką w kierunku Krościenka nad Dunajcem. Od Dębna po prawej ręce mieliśmy Jezioro Czorsztyńskie, a po lewej masyw Gorców. Po minięciu wsi Kluszkowce skręciliśmy w lewo w drogę prowadzącą pod górę. Po małej premii górskiej oczom naszym ukazał się widok na wieś i jezioro. Odbył się tu pierwszy fotostop.
Fotostop w Kluszkowcach
Kolejne zdjęcia dla odmiany wykonaliśmy na dużo niższej wysokości, bo prawie z poziomu wody w Jeziorze Czorsztyńskim. Cofnęliśmy się do Mizernej, po czym skręciliśmy w drogę prowadzącą niegdyś do wsi Maniowy. Jednakże w momencie budowy zbiornika wodnego, cała wieś została przesiedlona, a droga obecnie urywa się w wodach jeziora. Pan kierowca wycofał autobusem najdalej jak się da, dając możliwość wykonania niecodziennych ujęć. W tym momencie poprawiła się też pogoda i momentami przebijało się słońce.



Ujęcia znad brzegu Jeziora Czorsztyńskiego
w Mizernej
Następnie wróciliśmy do Kluszkowiec, gdzie skierowaliśmy się na Półwysep Stychen. Z tego miejsca roztaczał się piękny widok na Jezioro Czorsztyńskie, położone na jego przeciwległych brzegach zamki w Czorsztynie i Niedzicy, a także na pasmo Pienin.
Kluszkowce, półwysep Strychen
 Stamtąd wróciliśmy na drogę wojewódzką, którą już bezpośrednio dotarliśmy do Krościenka nad Dunajcem.
Na rynku w Krościenku nad Dunajcem
Tam podjęliśmy się trudnego wyzwania logistycznego, jakim był fotostop na moście przez Dunajec. Jest to ruchliwa droga stanowiąca jedyne połączenie ze Szczawnicą, więc operacja musiała być przeprowadzona bardzo sprawnie. Uczestnicy imprezy przeszli na drugi brzeg rzeki i po zajęciu miejsc dali sygnał, że można jechać. Następnie modląc się żeby jakiś rowerzysta w ostatniej chwili nie wjechał w kadr, wykonaliśmy zdjęcia po czym szybko żeby nie blokować ruchu powsiadaliśmy do autobusu.

Na moście na Dunajcu
Kolejne zdjęcia wykonywaliśmy na początku Szczawnicy w pobliżu przystani flisackiej, gdzie kończy się słynny spływ tratwami po Dunajcu.
W Szczawnicy na ulicy Pienińskiej

Wyjazd z ulicy Pienińskiej w Główną
Potem przejechaliśmy przez centrum kurortu docierając na ulicę Szlachtowską. Tam odbył się fotostop najazdowy. Pasażerowie wysiedli z autobusu a kierowca pojechał zawrócić i w drodze powrotnej robiliśmy zdjęcia jak jedzie ulicą wzdłuż potoku Grajcarek.
Szczawnica, ulica Szlachtowska
Następnie jeden z kolegów z Krakowskiego Klubu Modelarzy Kolejowych planował, że pojedziemy dalej boczną doliną Sopotnickiego Potoku. Niestety okazało się, ze ulica Sopotnicka jest akurat w przebudowie i autobus nie da rady przejechać. Kolega był z tego powodu bardzo niepocieszony. Uczestnicy imprezy może trochę mniej, ale tylko dlatego że większość z nich tam nie była i nie wiedziała co traci. Na otarcie łez podjechaliśmy pod kaskadę wodną na Grajcarku, gdzie wykonaliśmy zdjęcie grupowe uczestników imprezy.
Przy kaskadzie wodnej na Grajcarku
Tymczasem zaczęły nadciągać granatowe chmury zwiastujące solidną ulewę. Dobrze się składało, bo w planie akurat była przerwa obiadowa. Wróciliśmy do Krościenka nad Dunajcem, gdzie uczestnicy imprezy mogli się udać do dowolnego punktu gastronomicznego. Przez cały okres przerwy przeszło porządne oberwanie chmury. Gdy wracaliśmy do autobusu deszcz jeszcze padał, ale już pomału przechodził. Mateusz podsunął organizatorom pomysł, żeby pojechać do Grywałdu. Odwiedził tą miejscowość za czasów funkcjonowania PKS Nowy Targ i twierdził że jest tam fajnie. Propozycja została przyjęta. Ruszyliśmy więc drogą wojewódzką w kierunku Nowego Targu i po paru kilometrach odbiliśmy w prawo zgodnie z prośbą Mateusza . Droga biegła cały czas pod górę klucząc między domami aż osiągnęliśmy położoną przy ostatnich zabudowaniach pętlę, gdzie niegdyś docierały autobusy nowotarskiego PKS-u.

Na pętli w Grywałdzie
W drodze powrotnej uczestnicy imprezy szli przed autobusem robiąc mu zdjęcia jak zjeżdża klimatyczną wąską drogą wśród zabudowań.

Zdjęcia z Grywałdu
Następnie wróciliśmy na drogę wojewódzką, podjechaliśmy nią do Krośnicy, po czym skierowaliśmy się na krętą trasę biegnącą przez Przełęcz Osice do Sromowiec Wyżnych. Gdy tylko wyjechaliśmy z lasu autobus się zatrzymał i organizatorzy kazali uczestnikom wysiadać. Roztacza się stąd bowiem piękny widok jak droga zjeżdża serpentynami do Sromowiec Wyżnych. Autobus zjechał na pusto do centrum wsi i wracał dając nam możliwość wykonania wielu ciekawych ujęć.


Na serpentynach w Sromowcach Wyżnych
A gdy autobus wrócił, to nie przyjechał po nas, lecz pojechał w kierunku Sromowiec Niżnych. My zaś przemieściliśmy się na inną miejscówkę, żeby złapać go jak wraca od strony przystani flisackiej, skąd rozpoczynają się spływy Dunajcem do Szczawnicy.
Wjazd do Sromowiec Wyżnych od strony
Sromowiec Niznych
Gdy nasz Jelcz przyjechał od strony Sromowiec Niżnych zjechaliśmy pod zaporę wodną w Sromowcach Wyżnych, a następnie wcofaliśmy w drogę biegnącą wzdłuż Jeziora Sromowieckiego w celu wykonania zdjęć z zaporą i zamkiem w Niedzicy.

Nad Jeziorem Sromowieckim
Na drugim brzegu Dunajca była już granica ze Słowacją. W związku z powyższym organizatorzy postanowili podjechać pod przejście graniczne, aby umożliwić uczestnikom zakup słowackich produktów. Przeszliśmy się więc spacerkiem do sklepu położonego tuż za granicą zakupić produkty z głównym naciskiem na Borovickę, czyli lokalny trunek ze Spiszu. Gdy wracaliśmy wyszło ponownie słońce, a autobus stał ładnie do niego ustawiony i to jeszcze z Trzema Koronami w tle. W takich warunkach grzechem by było nie zrobić zdjęcia.
Na tle Trzech Koron w Sromowcach Wyżnych
Tym optymistycznym akcentem zakończyliśmy fotografowanie na dziś. Ruszyliśmy w drogę powrotną przez Kluszkowce do Nowego Targu, gdzie nastąpił oficjalny koniec imprezy. Dziękuję kolegom z Krakowskiego Klubu Modelarzy Kolejowych za odnalezienie tego unikatowego już autobusu oraz zorganizowanie ciekawej imprezy oraz właścicielowi pojazdu, Panu Józefowi Pazdurowi, za zgodę na udostępnienie autobusu na imprezę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz