wtorek, 7 września 2021

2009-10-04 Melonem off-route cz. 3

"Melonem off-route" to jeden z cykli imprez organizowanych przez miłośników z Krakowskiego Klubu Modelarzy Kolejowych. Polega on na jeżdżeniu midibusem Autosan H6 po drogach (i bezdrożach) niedostępnych dla pełnowymiarowych autobusów. Pomysł na taki rodzaj imprezy zrodził się w 2008 roku, a realizacji doczekał się w ostatnią niedzielę sierpnia 2008 r. Podróżowaliśmy wówczas głównie po terenach na północny-wschód od Krakowa. Mankamentem imprezy melonem jest mała liczba miejsc, więc na kolejny odcinek "Melonem off-route" organizatorzy postanowili wynająć dwa midibusy. Pomysł wynajęcia dwóch Autosanów H6 nie przeszedł ze względu na ich wysoki wskaźnik wykorzystania w ruchu liniowym. Ostatecznie więc na imprezę pojechaliśmy melonem oraz Jelczem Libero. Drugi przejazd odbył się na początku czerwca 2009 r, a trasa przejazdu biegła przez zachodnią część Krakowa od Olszanicy przez Bielany, Bodzów, Kostrze, Skotniki po Tyniec. Na początku października 2009 r. przyszła kolej na trzeci odcinek "Melonem off-route". W planie był przejazd przez tereny na zachód i południowy-zachód od Krakowa: od Krzeszowic przez Tenczynek, Baczyn, Rybną, Czernichów, Brzeźnicę, Radziszów po Buków. Organizatorzy początkowo planowali wziąć na imprezę melona oraz nowego Autosana Sancity, jednak gdy okazało się, że na trasie imprezy jest dużo odcinków, gdzie wysyłanie nowiutkiego autobusu mogłoby być ryzykowne, powrócono do koncepcji z jednym Autosanem H6. Termin imprezy wyznaczono na pierwszą niedzielę października.

Impreza rozpoczynała się o godzinie 10 przed zajezdnią Bieńczyce. Jednak ze względu na to, że trasa przejazdu melona przebiegała blisko mojego domu, postanowiłem z jeszcze jednym kolegą dosiąść się pod Motelem Krak. Na imprezę został wybrany ten sam Autosan, co na pierwszym odcinku "Melonem off-route" czyli #BA117. Powodem tego był dodatkowy fotel pilota obok kierowcy. Za kółkiem zasiadł ten sam kierowca, co prowadził melona na poprzednim odcinku imprezy, czyli kolega Piotrek. Nasz drugi kierowca-miłośnik, kolega Darek tym razem był jednym z układających trasę przejazdu i na imprezie pełnił funkcję pilota. Pierwsze fotostopy były zaplanowane dopiero w Krzeszowicach, dokąd dotarliśmy najkrótszą drogą bez żadnych postojów. Po dotarciu do Krzeszowic i krótkim kluczeniu po mieście zajechaliśmy na Rynek, gdzie wysiedliśmy na pierwsze zdjęcia oraz na szybkie zakupy. 

Na Rynku w Krzeszowicach

Następnie przemieściliśmy się do parku, gdzie znajduje się zabytkowy Pałac Potockich z połowy XIX wieku. Nasz melon zapozował do zdjęcia na mostku na Krzeszówce z pałacem w tle. 

Przy pałacu Potockich w Krzeszowicach

To jeszcze nie był koniec fotostopów w Krzeszowicach. W planach były jeszcze zdjęcia przy stacji PKP. Jeszcze nie tak dawno cały teren stacji był zastawiony wrakami parowozów sprowadzonymi tu pod koniec lat 90-tych przez miejscowego hobbystę kolejowego z zamiarem utworzenia tu kolejnego skansenu parowozów. Niestety funduszy starczyło jedynie na odmalowanie trzech maszyn, cała reszta przez niespełna dekadę niszczała i stawała się łakomym kąskiem dla zbieraczy złomu. Dopiero kilka lat temu Towarzystwo Ochrony Zabytków Kolejnictwa z Pyskowic ulitowało się nad parowozami i zabrało je do siebie. 

Przy stacji kolejowej w Krzeszowicach

Po fotostopie na placu przy stacji PKP, a następnie przepuszczeniu pociągu pospiesznego "Roztocze", przedostaliśmy się na drugą stronę linii kolejowej Kraków - Katowice. Za przejazdem przez bocznicę do kopalni porfiru w Zalasie skręciliśmy w prawo i po kilku minutach znaleźliśmy się w Tenczynku. Tam zaś skierowaliśmy się w stronę wsi Rudno, gdzie znajdują się ruiny XIV-wiecznego zamku "Tęczyn". Zaraz po wyjeździe z Tenczynka wjechaliśmy do lasu, gdzie pierwsze oznaki jesieni skłoniły nas do kolejnego fotostopu. 

Na leśnym odcinku między Tenczynkiem a Rudnem

Jadąc cały czas prosto dotarlibyśmy do centrum Rudna, nam jednak zależało żeby dostać się jak najbliżej zamku. Skręciliśmy więc w boczną leśną drogę, która zaprowadziła nas na drogę Krzeszowice - Alwernia. Po osiągnięciu zabudowań Rudna, skręciliśmy w stromą drogę prowadzącą w pobliże zamku. W miarę zdobywania wysokości, za naszymi plecami odsłaniała się piękna panorama Rowu Krzeszowickiego i Puszczy Dulowskiej. Melon całkiem nieźle sobie radził z podjazdem do momentu aż organizatorzy zarządzili fotostop przed dojechaniem na szczyt wzniesienia. 

Na podjeździe w Rudnie

Okazało się, że autobus nie był w stanie ruszyć pod górę. Podjęta została próba wzięcia rozpędu, lecz bez rezultatu. Gdy po drugim podejściu melon stanął tuż przed szczytem wzniesienia, uczestnicy imprezy stwierdzili, że muszą wziąć sprawę w swoje ręce i popchnąć Autosana. Było ciężko ale w końcu się udało. 

Popychanie melona

Stąd już bez większych problemów dotarliśmy na parking pod zamkiem. Żeby zaparkowane auta nam nie przeszkadzały, wjechaliśmy melonem na pobliską łąkę i już po chwili każdy mógł pochwalić się zdjęciem melona na tle zamku "Tęczyn".

Przy zamku "Tęczyn" w Rudnie

Następnie cofnęliśmy się przez Rudno i Tenczynek do przejazdu przez bocznicę kolejową do Zalasu, po czym udaliśmy się równolegle do toru. Na skraju lasu naszym oczom ukazała się oryginalna ceglana Brama Zwierzyniecka z połowy XIX wieku, ozdobiona sylwetkami chartów i sokołów. Jest to pozostałość po czasach, gdy właściciele okolicznych terenów posiadali własne zwierzyńce, gdzie sprowadzali dziką zwierzynę, aby potem urządzać na nią polowania. 

Przy Bramie Zwierzynieckiej

Po fotostopie w bramie czekało nas parę kilometrów jazdy przez las. Bocznica do Zalasu po chwili odeszła w bok, chwilę później to samo stało się z nawierzchnią asfaltową przez co parę kilometrów musieliśmy pokonać po drodze gruntowej. 

Okolice leśniczówki Kopce

Wzbudzając zdziwienie u osób, które przyjechały tu odpocząć od miejskiego zgiełku, dotarliśmy w końcu ponownie do nawierzchni asfaltowej. Doprowadziła nas ona do węzła dróg przy leśniczówce Kopce. Wybraliśmy drogę prowadzącą przez górną część doliny rzeki Sanka, w której rozłożyła się wieś Baczyn. Za ostatnimi zabudowaniami wsi osiągnęliśmy kapliczkę położoną u stóp wysokiej skały zwanej Łysiną. 

Na skraju wsi Baczyn u stóp skały zwanej Łysiną

Kilkaset metrów dalej opuściliśmy dolinę Sanki i skierowaliśmy się pod górę do wsi Czułów. Było stromo, ale na szczęście tym razem melon poradził sobie bez pomocy uczestników imprezy. Co do dalszej trasy za Czułowem zdania były podzielone. Organizatorzy nie mogli się zdecydować czy pojedziemy przez Czułówek czy przez Rybną. Ostatecznie wybraliśmy ten drugi wariant i już po chwili mknęliśmy widokową szosą biegnącą grzbietem Garbu Tenczyńskiego. Tuż po skręcie w drogę prowadzącą do centrum Rybnej, znaleźliśmy się na pętli w przysiółku Nowy Świat, gdzie wówczas kończyła MPK-owska linia 279. Wjeżdżając na pętlę przez niedopatrzenie skorzystaliśmy z nielegalnego wjazdu. Północna część placu znajduje się bowiem na prywatnym terenie i autobusy MPK mogą korzystać jedynie z jego południowej części.

Rybna Nowy Świat, ówczesna pętla linii 279

Następnie gwałtownie tracąc wysokość dotarliśmy centrum Rybnej, gdzie zajechaliśmy pod kościół parafialny z początku XIX wieku. W miejscowej parafii odbywał się akurat odpust i plac był obstawiony kolorowymi straganami. Na szczęście nie trafiliśmy na mszę, dzięki czemu mogliśmy spokojnie wykonać tu parę zdjęć.

Przy kościele w Rybnej

Za Rybną rozstaliśmy się na jakiś czas ze stromymi wzniesieniami i wjechaliśmy na płaską dolinę Wisły. Po przekroczeniu szosy Kraków - Oświęcim, przejechaliśmy obok wybijającego się z równin wzgórza Kajasówka, stanowiącego rezerwat przyrody. Tuż za nim znajduje się wieś Przeginia Duchowna, którą obsługuje linia 249. Mieliśmy w planie pojechać do Czernichowa, ale nie tak jak autobusy MPK, lecz trasą bardziej adekwatną do nazwy imprezy. W centrum Przegini Duchownej odbiliśmy w prawo w wąską asfaltową dróżkę. Asfalt jednak po chwili odbił w bok, a my znaleźliśmy się na gruntowym, ale w miarę wygodnym dukcie. Droga ta zaprowadziła nas nad niewielkie jeziorka powstałe kilka lat temu przez zalanie nieczynnych wyrobisk piasku. 

Przy kapliczce i jeziorku w Przegini Narodowej

Jako że nieprędko autobus MPK pojawił się ponownie w tym miejscu, postanowiliśmy wykorzystać to miejsce do wykonania zdjęcia grupowego uczestników trzeciego odcinka imprezy "Melonem off-route". Jadąc dalej na południe wjechaliśmy do lasu, gdzie zatrzymaliśmy się na kolejne zdjęcia. Pofotografowaliśmy melona najpierw jak przegląda się w kałuży, a następnie jak z impetem w nią wjeżdża rozchlapując wodę na bok. 

Pomiędzy Przeginią Narodową a Czernichowem

Odtąd czekało nas jeszcze kilkaset metrów jazdy po wertepach aż w końcu ponownie pojawił się asfalt. Wraz z lepszą nawierzchnią zaczęły się zabudowania czernichowskiego przysiółka Ratanice. Stąd już tylko parę minut jazdy do centrum Czernichowa. Tam oczywiście też postanowiliśmy pojechać inaczej niż autobusy MPK. Chcieliśmy się dostać na ryneczek wąską uliczką między domami. Niestety tym razem nasz zapał został powstrzymany przez samochód zaparkowany tak, że nie było się jak obok niego przecisnąć. Byliśmy więc zmuszeni wycofać się i pojechać naokoło przez obwodnicę. Przejechaliśmy bez postoju przez rynek, po czym zajechaliśmy na pętlę przy zespole szkół rolniczych. Niegdyś docierała tu tylko jedna linia MPK, 229. W 2009 r. linia ta miała tu przystanek przelotowy, a kończyły tu linie 249 i 289. Akurat na pętli stała rezerwowa Scania linii 249, więc ustawiliśmy obok niej do zdjęcia.

W towarzystwie Scani CN113CLL #PS049 na pętli w Czernichowie

W dalszej części imprezy przewidziany był gwóźdź programu, czyli przejazd do Brzeźnicy z przeprawą promem przez Wisłę. Przy drodze do Brzeźnicy stały złowieszcze tablice oznajmiające, że droga jest zamknięta. Nie przejęliśmy się tym i postanowiliśmy sprawdzić czy faktycznie prom jest nieczynny. Po dotarciu na miejsce okazało się że przeprawa jednak działa, tyle że na przeszkodzie stanęło co innego. Otóż przy wjeździe na prom droga za bardzo opada i nasz autobus mógłby tu zawadzić tylnym zwisem o asfalt. Nie oznaczało to jednak, że najciekawszy punkt imprezy przepadnie. Parę kilometrów dalej w Jeziorzanach, znajduje się kolejny prom przez Wisłę i być może tam będzie trochę łagodniejszy zjazd. Nie namyślaliśmy się długo i już po chwili pędziliśmy przez Czernichów i Wołowice do Jeziorzan, gdzie podjęliśmy kolejną próbę wjazdu na prom. 

Zjazd na prom w Jeziorzanach

Na szczęście wjazd był tu dużo łagodniejszy niż w Czernichowie, więc bariera techniczna została pokonana. Pozostały jeszcze dwa inne problemy. Dopuszczalna nośność promu wynosi 4 tony, ale to udało nam się pokonać, bo Autosan H6 w dowodzie rejestracyjnym ma wpisane tyle samo. Została więc jeszcze bariera mentalna, mianowicie trzeba było przekonać gościa z obsługi, żeby wpuścił melona na prom. Jak facet zobaczył nasz autobus to potraktował nas tekstem w stylu "Tym chcecie tu wjechać? Może jeszcze Autosanem tu przyjedziecie", na co odparliśmy że my właśnie przyjechaliśmy Autosanem 😁 Najwyraźniej gość nie wiedział, że melon to też produkt sanockiej fabryki 😛. Na szczęście gdy nasz kierowca pokazał jaką masę nasz autobus ma wpisaną w dowodzie, to facet dał się przekonać. Teraz mogliśmy już być zupełnie spokojni, że nie będziemy musieli jechać do stopnia Kościuszko żeby przedostać się na drugi brzeg Wisły. Przez rzekę przepłynęliśmy na raty: najpierw uczestnicy imprezy, a potem nasz autobus z samym kierowcą i pilotem. Było to podyktowane nie tyle ryzykiem przeciążenia promu, co chęcią wykonania niepowtarzalnego zdjęcia autobusu MPK płynącego promem. Wszelkie obawy okazały się niepotrzebne, melon przedostał się na drugi brzeg cały i suchy.

Melon płynący promem przez Wisłę

Już na drugim brzegu

Według pierwotnych planów, na prawym brzegu Wisły mieliśmy zwiedzić takie miejscowości jak: Brzeźnica, Paszkówka. Krzęcin, Radziszów i Buków. Z racji tego, że rzekę przekroczyliśmy w nieco innym miejscu, dalsza część planu uległa wywróceniu do góry nogami. Postanowiliśmy pojechać najpierw do Bukowa, a potem w miarę wolnego czasu jechać w kierunku Brzeźnicy. Po krótkim postoju na przejeździe kolejowym celem przepuszczenia pociągu osobowego "Janosik" z Zakopanego do Krakowa, a następnie kluczeniu po Skawinie, w końcu odnaleźliśmy drogę do Bukowa. Po dłuższej jeździe po płaskim terenie nasz autobus najwyraźniej odzwyczaił się od pokonywania wzniesień i znów o mało nie stanął na podjeździe. Na szczęście jakoś poradził sobie bez naszej pomocy. Kolejnym naszym celem był przejazd szutrową drogą łączącą Buków z Radziszowem. Parę lat temu większość tej drogi została jednak wyasfaltowana. Nieutwardzony pozostał jedynie krótki odcinek od ostatnich zabudowań Bukowa do pierwszych zabudowań Radziszowa. Zrobiliśmy na nim więc tylko jeden postój, podczas którego nasz kierowca wykonał pozorowany wyjazd z bocznej polnej drogi oraz rozpędził melona do większej prędkości wzniecając z tyłu tumany kurzu. 

Na drodze z Bukowa do Radziszowa

Po osiągnięciu pierwszych domów Radziszowa, droga zaczęła gwałtownie opadać w dolinę rzeki Skawinki. Minęliśmy centrum wsi podążając w stronę stacji PKP, przy której zawracają autobusy linii 263. 

Przy stacji kolejowej w Radziszowie

Przy stacji w Radziszowie wykonaliśmy już ostatnie zdjęcia na dziś. Na polu robiło się już coraz ciemniej, więc zaczęliśmy pomału zmierzać w stronę Krakowa. Pojechaliśmy nieco naokoło, przez Wolę Radziszowską, Podolany i Zarzyce Małe. W planach był jeszcze fotostop z klasztorem w Kalwarii Zebrzydowskiej w tle. Uczestnicy imprezy byli już jednak zmęczeni i nikomu nie chciało się wysiadać. Wyjechaliśmy więc na główną drogę Bielsko-Biała - Kraków, którą pomknęliśmy już prosto do Krakowa. Impreza zakończyła się po godzinie 17.

Impreza ogólnie była udana. Była dużo bardziej ekstremalna od poprzednich dwóch odcinków "Melonem off-route. Przejazd po drogach i bezdrożach został wzbogacony dodatkową atrakcją w postaci przeprawy promem przez Wisłę. Dziękuję kolegom z Krakowskiego Klubu Modelarzy Kolejowych za zorganizowanie imprezy oraz dyrekcji MPK udostępnienie autobusu. Podziękowania również należą się kolegom: Kubie i Darkowi za ułożenie ciekawej trasy przejazdu, a zwłaszcza naszemu kierowcy Piotrkowi który dzielnie radził sobie z licznymi trudnościami na trasie. Nie można też zapomnieć o uczestnikach imprezy, bez pomocy których nie wyjechalibyśmy pod zamek "Tęczyn". No i dziękuję również Panu z obsługi promu w Jeziorzanach, że zgodził się przewieźć nasz autobus.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz