piątek, 4 lutego 2022

2010-11-19 Kolejna wyprawa w Bieszczady

 Na przełomie lat 2009/2010 sytuacja kolei w Bieszczadach uległa dalszemu pogorszeniu. Od wejścia w życie rozkładu jazdy 2009/2010 do Zagórza przestały docierać pociągi dalekobieżne. Spółka PKP Intercity ze względu na konieczność wynajmowania lokomotyw spalinowych od Przewozów Regionalnych, zrezygnowała z uruchamiania pociągów do Zagórza. W rozkładzie jazdy 2009/2010 na linii Jasło - Zagórz figurowały już tylko pociągi osobowe, jednak wciąż w całkiem niezłej sile 7 par. Oferta na liniach Sanok - Krościenko - Chyrów i Zagórz - Łupków pozostawała bez zmian czyli po dwie pary pociągów (na tej drugiej linii tylko w wakacyjne weekendy). Jednak ta sytuacja trwała krócej niż się mogło wydawać. Już z końcem grudnia 2009 roku z racji wstrzymania dopłat z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podkarpackiego, zawieszone zostały wszystkie pociągi na linii Jasło - Zagórz i Zagórz - Łupków. Pociągi z Sanoka do Chyrowa z racji tego że były pociągami międzynarodowymi i finansowane były przez Ministerstwo Infrastruktury, kursowały nadal. Powstała więc kuriozalna sytuacja, że z Chyrowa przyjeżdżały do Sanoka dwie pary pociągów bez żadnego skomunikowania w głąb kraju. Dopiero po protestach kolejarzy z Zagórza sytuacja zaczęła się nieco polepszać. Najpierw wynegocjowano z Ministerstwem Infrastruktury przedłużenie dwóch par pociągów Chyrów - Sanok do Jasła. Ponieważ godziny ich kursowania zupełnie nie były przystosowane do potrzeb lokalnej społeczności i punktualność również pozostawiała wiele do życzenia, kontynuowano rozmowy z Urzędem Marszałkowskim w sprawie przywrócenia pociągów relacji Jasło - Zagórz. Skutkiem tych negocjacji było przywrócenie od 1 kwietnia 2 par pociągów relacji Jasło - Zagórz. Od czerwca zaś skrócono jedną parę pociągów Jasło - Chyrów do relacji Ustrzyki Dolne - Chyrów. W wakacyjne weekendy ponownie ruszyły 2 pary pociągów relacji Zagórz - Łupków. Uruchomiony został także pociąg przyspieszony relacji Rzeszów - Zagórz z pominięciem Jasła, kursujący w wakacje raz w tygodniu (do Zagórza w piątki, z Zagórza w niedziele). Był to ujawniony podsył do obsługi pociągów do Łupkowa. Lokomotywownia w Zagórzu była bowiem już zamknięta, a w Jaśle jest we władaniu PKP Cargo i najbliższa baza Przewozów Regionalnych była w Rzeszowie. Paradoksalnie ten podsył cieszył się w wakacje bardzo dobrą frekwencją, gdyż przejął część potoków ze zlikwidowanych nocnych pociągów pospiesznych do Zagórza. Szczęściem w nieszczęściu dla bieszczadzkich kolei była powódź na początku czerwca 2010 roku, która zerwała most na Popradzie w Starym Sączu. Tym samym odcięta została droga do bardzo ważnego dla ruchu towarowego przejścia granicznego w Muszynie. Od razu wiadomo było że część tego ruchu towarowego będzie musiało przejąć przejście w Łupkowie. Z tej okazji od stacji w Łupkowie do tunelu granicznego położono nową nawierzchnię i od połowy czerwca linię łupkowską znów jak za dawnych czasów przemierzało po kilka par pociągów towarowych. Po wakacjach jednak sytuacja znów zaczęła się pogarszać. Od 10 listopada rozpoczął się remont na szlaku Przybówka - Jasło Towarowe i odcięta została możliwość podesłania taboru do obsługi pociągów do Zagórza i Chyrowa. Przewozy Regionalne mogły na ten czas otworzyć lokomotywownię w Zagórzu lub korzystać z lokomotywowni Cargo w Jaśle. Wolały jednak wystosować pismo o całkowite zawieszenie pociągów do Chyrowa i wprowadzenie komunikacji autobusowej za dwie pary pociągów relacji Jasło - Zagórz. Tym samym cały odcinek linii transwersalnej od Stróż przez Jasło, Zagórz do granicy Ukraińskiej został pozbawiony pociągów pasażerskich. Jesienią 2010 r. linia żyła głównie dzięki objazdowym pociągom towarowym przez Łupków.

Na styczeń 2011 r. planowane było otwarcie mostu na Popradzie w Starym Sączu. Jako że potem zobaczenie pociągu w Bieszczadach będzie już zapewne graniczyło z cudem, postanowiłem w piątek 19 listopada 2010 r. wybrać się z Marcinem pofotografować trochę objazdowych pociągów towarowych. Dzień poprzedzający wyjazd był bardzo deszczowy, ale byliśmy dobrej myśli. Wyruszyliśmy z Krakowa około godziny 4. Wyjeżdżając z miasta towarzyszyła nam gęsta mgła, która na szczęście przed Szarowem zniknęła jak ręką odjął. Podążaliśmy przez Tarnów i Pilzno w kierunku Jasła. Do samego Jasła jednak nie dotarliśmy, gdyż we wsi Brzostek odbiliśmy do Frysztaka leżącego przy linii Rzeszów - Jasło. Frysztak był na czas remontu szlaku Przybówka - Jasło Towarowe stacją końcową dla pociągów z Rzeszowa. Do Frysztaka zajechaliśmy około godziny 6, a więc powinien już przyjechać pierwszy szynobus z Rzeszowa. Na stacji zastaliśmy jednak tylko czekający autobus KKA do Jasła, a nam się śpieszyło więc pojechaliśmy dalej. Zmierzając w kierunku Zagórza cały czas nie wiedzieliśmy jaki ruch towarowy tego dnia będzie. Czy w ogóle uda nam się coś upolować. Los jednak okazał się dla nas nadzwyczaj łaskawy, gdyż już na przejeździe w Pisarowcach zastaliśmy opuszczone szlabany. Nie zastanawiając się za długo zrobiliśmy w tył zwrot i udaliśmy się za stację Nowosielce. Po paru minutach oczekiwania upolowaliśmy we wschodzącym słońcu rumuna ST43-218 z kontenerami. 

ST43-218 z pociągiem kontenerowym relacji Velka Ida - Małaszewicze
opuszcza stację Nowosielce

Jako że nie jechał on za szybko, postanowiliśmy pogonić go kawałek. Kolejne zdjęcia zrobiliśmy mu w malowniczej okolicy przystanku Długie oraz na prostej na szlaku Zarszyn - Besko. 

Okolica przystanku Długie

Szlak Zarszyn - Besko

Za Beskiem linia kolejowa oddala się od głównej drogi i zmienia kierunek na bardziej niekorzystny do słońca. Na dodatek rumun rozpędził pociąg do prędkości, która utrudniałaby gonienie go autem. Pojechaliśmy więc do Zagórza, żeby spróbować zasięgnąć informacji u miejscowych kolejarzy odnośnie ruchu w dalszej części dnia. Po dotarciu na stację w Zagórzu zastaliśmy tam rumuna 388 i jakąś stonkę w malowaniu PKP Cargo. 

ST43-388 na stacji w Zagórzu

Od dyżurnego ruchu dowiedzieliśmy że z Jasła w stronę Zagórza zmierza właśnie lok luzem, ale wcześniej pojedzie jeszcze jeden skład od strony Łupkowa. Powiedział też, że w razie czego możemy się też spytać w Komańczy, "tam też wam powiedzą". Z Zagórza podążyliśmy najkrótszą drogą do Łupkowa, gdzie sprawdziły się słowa dyżurnego ruchu z Zagórza. Ze Słowacji przyjechał właśnie skład węglarek przyprowadzony przez dwie "bardotki" 751 056-3 i 752 051-3. Stał też krótki skład z Polski z ST43-228. Następnie odbyła się zamiana lokomotyw między składami, po czym rewidenci rozpoczęli szczegółowe próby hamulca. 

Stacja Łupków. Bardotka 751 056-3 manewruje po
przyprowadzeniu składu towarowego ze Słowacji

Słowacki i polski skład na stacji w Łupkowie podczas próby hamulca
na czele słowackiego składu jest 752 051-3, na popychu 751 056-3

Nad wyjazdem ze stacji w kierunku granicy znajduje się pomost, używany niegdyś przez Straż Graniczną. Od chwili wejścia Polski do Shengen stoi on pusty, toteż nie omieszkaliśmy wykorzystać go jako miejscówki do fotografowania pociągów. Z racji tego, że skład węglarek był dość długi, na próbę hamulca zeszła prawie godzina. Skład na Słowację był krótszy i obrządzono go szybciej, jednak on również nie zbierał się do drogi. Okazało się że maszyniści czekali na... dwie panie z zakupami, które wsiadły do kabiny "bardotki" i dopiero wtedy skład pojechał. No cóż, poza sezonem gdy nie ma pociągów przez granicę w Łupkowie, trzeba sobie radzić inaczej 😀. 

Słowacki skład odjeżdża z Łupkowa w kierunku tunelu granicznego

Skład do Polski również był już gotowy do drogi, jednak tu na przeszkodzie była drezynka stojąca na wyjeździe ze stacji i robotnicy dłubiący w torach. Przemieściliśmy się więc na górkę po przeciwnej stronie stacji, żeby sfotografować stację z lotu ptaka. 

Polski skład z ST43-228 szykuje się do odjazdu z Łupkowa

Jednak gdy usłyszeliśmy jak nastawnicza krzyczy do robotników, żeby przerwali pracę, to już wiedzieliśmy, że skład będzie jechał i trzeba wracać do auta. Pierwsze zdjęcie zrobiliśmy w wąwozie na pierwszym łuku za stacją w Łupkowie. 

W końcu skład ruszył! Tu na pierwszym łuku za Łupkowem

Kolejne wykonaliśmy dopiero za Komańczą. Nie chcieliśmy bowiem żeby zatrzymały nas szlabany na przejeździe przy stacji. Fotostop chcieliśmy zrobić przed Rzepedzią. Okazało się, że spokojnie można było go łapać przed Komańczą, gdyż rumun nie rozwijał wielkich prędkości i musieliśmy sporo się na niego naczekać w tej Rzepedzi. 

Na szlaku między Komańczą a Rzepedzią

Na dodatek musieliśmy odstać przed strzeżonym przejazdem kilkaset metrów dalej. Nim wyprzedziliśmy wszystkie auta stojące przed nami w korku i dogoniliśmy pociąg, na kolejne zdjęcie mogliśmy sobie pozwolić dopiero przy semaforze wjazdowym do stacji Szczawne Kulaszne. 

Wjazd na stację Szczawne Kulaszne

Dalej wzdłuż linii biegnie lokalna droga, na której są same przejazdy niestrzeżone. Można było więc częściej zatrzymywać się na zdjęcia. Kawałek za stacją Szczawne Kulaszne znajduje się kamieniołom w Wysoczanach, który zainteresowany jest budową bocznicy kolejowej lub załadunkiem kamienia na stacji. PKP PLK zapewne będzie mu rzucało kłody i wyśpiewywać astronomiczne ceny, ale liczymy że kamieniołom się nie podda i będzie wywozić kruszywo koleją. Za stacją Szczawne Kulaszne już znacznie częściej zatrzymywaliśmy się na zdjęcia. W samych Wysoczanach sfotografowaliśmy pociąg aż 3 razy: na mostku, na przejeździe przy przystanku oraz na znanym i lubianym motywie w przełomie Osławy. 

Na mostku w Wysoczanach

Przy przystanku w Wysoczanach

W przełomie Osławy między Wysoczanami a Mokrym Małopolskim

Potem dołapaliśmy skład przy kościele w Mokrym Małopolskim i przed przejazdem w Morochowie. 

Przy kościele w Mokrym

Przed przystankiem Morochów

Dalej droga rozstaje się z linią kolejową, więc podążyliśmy prosto przez Poraż do Zagórza. Jako że pociąg nie jedzie za szybko, udało nam się nawet cofnąć do Tarnawy Dolnej i jeszcze musieliśmy na niego trochę poczekać. Weszliśmy nawet na górkę w poszukiwaniu nowego pleneru. Widok z góry jednak nie był taki jakbyśmy się tego spodziewali, ale dzięki temu, że nie było liści na drzewach udało się zrobić jako takie zdjęcie. 

Na szlaku między Czaszynem a Tarnawą Dolną

Przed przejazdem w Tarnawie Dolnej

Potem dopadliśmy pociąg jeszcze przy tarczy ostrzegawczej semafora wjazdowego do Zagórza. 

Przy tarczy ostrzegawczej semafora wjazdowego do
Zagórza

Z racji tego, że brutto zatrzymało się w Zagórzu, postanowiliśmy sfotografować rumuna luzem, który przybył tu z Jasła w czasie gdy my przebywaliśmy w Łupkowie. Okazało się jednak, że jak tylko dotarliśmy na stację, towarowy ruszył. Natychmiast zmieniliśmy więc plany próbując dołapać go jeszcze gdzieś na szlaku. Wybraliśmy piękny plener na łuku na szlaku Sanok - Nowosielce. 

Szlak Sanok - Nowosielce

I to było już ostatnie zdjęcie tego towara. Następnie wróciliśmy na stację w Zagórzu zrobić zaległe zdjęcie luzaka z Jasła oraz zasięgnąć informacji u dyżurnego ruchu. Okazało się, że do wieczora już raczej nie przyjedzie żaden pociąg. Sfotografowaliśmy więc na koniec luzaka w postaci ST43-345 i udaliśmy się pomału w drogę powrotną. 

ST43-345 przybył luzem z Jasła do Zagórza

Po drodze zaglądaliśmy na opustoszałe stacje Jasło i Gorlice Zagórzany. Na tej pierwszej stały tylko lokomotywy Lotosu obsługujące rafinerie w Jaśle i Jedliczu, a na tej drugiej to już w ogóle wiatr hulał. W Przysiekach minęliśmy ze stonką Lotosu luzem, wracającą zapewne z obsługi rafinerii w Gorlicach. W Grybowie Marcin wysadził mnie na stacji i pojechał do pracy do Nowego Sącza, a ja przesiadłem się do EN71-037 jadącego do Krakowa jako pociąg osobowy "Jaworzyna". W Wilczyskach zaliczyliśmy krzyżowanie z EN57-2043 jako osobowy z Tarnowa do Nowego Sącza. W Tuchowie stał odstawiony EN57-1065, który uległ wykolejeniu na podmytym torze podczas czerwcowej powodzi. W Łowczowie krzyżowaliśmy się z kolei z pociągiem Regio Plus "Dunajec" z Krakowa do Nowego Sącza (EN57-1080+ED72-012). Przystanek Kłokowa bardzo ucierpiał podczas powodzi i musiał zostać odbudowany praktycznie od zera. W Tarnowie złapaliśmy małe plecy czekając na opóźnione osobówki. Potem spokojna jazda została brutalnie przerwana w Bogumiłowicach, gdzie wzięto nas na bok żeby zostać wyprzedzonym przez opóźnionego TLK z Przemyśla do Katowic. Potem w Brzesku Okocimiu znowu wsadzono nas na boczny tor i ustawiliśmy się obok TLK, który wyprzedzał nas w Bogumiłowicach. Widocznie dalej do Bochni musi być jednotor, więc zanosił się dłuższy postój. Z przeciwka jechał TLK ze Szczecina do Przemyśla oraz EIC "Małopolska" (oba oczywiście opóźnione), dopiero potem ruszył TLK do Katowic a my w odbiegu za nim. Ogółem w Brzesku staliśmy około 20 minut. W Bochni na wolną drogę oczekiwał jakiś Inter Regio. Patrząc do rozkładu jazdy pasował "Światowid", tylko zestawienie się nie zgadzało. Okazało się że to opóźniony ponad 2 godziny "Wielkopolanin". Między Kłajem a Podłężem również był ruch był po jednym torze, ale tym razem nic nie przepuszczaliśmy. Do Krakowa Głównego dotarliśmy po godzinie 20. Wyprawa w Bieszczady była udana, zważywszy na to że jechaliśmy w ciemno, nie wiedząc ani czy będzie ruch ani czy pogoda dopisze. Jak się okazało ani na jedno ani na drugie nie narzekaliśmy. Przygnębiający jest tylko sytuacja kolei w Bieszczadach w porównaniu z tym co było jeszcze kilka lat temu. Nasuwają się tu słowa naszego znajomego, że teraz kolej może już tylko odbić się od dna, ale jest jeden problem, to dno odpadło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz