środa, 30 listopada 2022

2012-07-09 Latem po latach, czyli kolejny przejazd Jelczem z Nowego Sącza

 

Odkąd koledzy z Galicyjskiego Stowarzyszenia Miłośników Komunikacji w Nowym Sączu zakończyli remont swojego Jelcza M11, często organizowali nim różne imprezy komunikacyjne, podczas których zwiedzaliśmy piękne zakątki Sądecczyzny. Jeden z takich przejazdów odbył się w sobotę 9 czerwca 2012 r. i odwiedziliśmy wówczas tereny na zachód od Nowego Sącza. Na imprezie nie obyło się bez ekstremalnych sytuacji, ale po kolei 😉. Start imprezy był tradycyjnie z dworca MPK w Nowym Sączu. 

Start imprezy przy dworcu MPK w Nowym Sączu

Na początek skierowaliśmy się na lewy brzeg Dunajca do gminy Podegrodzie. Pierwszy fotostop odbył się we wsi Gostwica. 

Gostwica

Jadąc dalej na południe dotarliśmy do Podegrodzia, gdzie wykonaliśmy zdjęcia z kościołem św. Jakuba Starszego Apostoła. 

Przy kościele w Podegrodziu

Dalsza część imprezy obfitowała już w górskie tereny z licznymi podjazdami i zjazdami. W Mokrej Wsi zaplanowany był pierwszy fotostop najazdowy. 

Fotostop najazdowy w Mokrej Wsi

Następne zdjęcia wykonaliśmy w lesie koło Świerkli, przysiółka wsi Długołęka. 

Długołęka Świerkla, motyw leśny

Za lasem droga zaczęła się gwałtownie obniżać do doliny rzeki Słomki, gdzie rozłożyła się wieś Przyszowa. Zjazd do Przyszowej był na tyle malowniczy, że organizatorzy zarządzili fotostop najazdowy. Autobus zjechał na pusto do centrum wsi aby zawrócić, po czym wykonaliśmy mu zdjęcia jak jedzie po nas do góry. 

Przyszowa

Po wykonaniu zdjęć zjechaliśmy do centrum wsi. Tam porobiliśmy kolejne fotki z motywem sakralnym. Jelcz pozował na tle kościoła św. Mikołaja Biskupa. 

Przy kościele w Przyszowej

Z Przyszowej kierowaliśmy się kawałek na południe doliną rzeki Słomki, ale w Stroniu odbiliśmy w prawo i rozpoczęliśmy ostrą wspinaczkę na zbocze. Aby za bardzo miga nie obciążać, szliśmy przed nim pieszo i robiliśmy zdjęcia. Był to najdłuższy fotostop najazdowy na całej imprezie. 

Podjazd ze Stronia do Łukowicy

W końcu podjazd się skończył i zjechaliśmy do innej dolinki, w której rozłożyła się wieś Łukowica. Podążaliśmy w górę doliny docierając do Roztoki. Tam zaczął się najbardziej ekstremalny odcinek na imprezie. Przy dawnej pętli PKS-u, skręciliśmy w wąską drogę na szerokość naszego autobusu. Już przez pierwszy mostek mig przecisnął się dosłownie na milimetry. 

Za mostkiem w Roztoce

Warto było jednak ty zajrzeć, gdyż droga ta była niezwykle malownicza. Zachowało się przy niej dużo starych drewnianych chatek. 

Drewniane chatki w Roztoce

Pierwszy większy problem pojawił się jak spotkaliśmy lawetę jadącą z naprzeciwka. Przepuściliśmy ją wjeżdżając na chwilę w boczną polna drogę. 

Roztoka

Pozorowany skręt w polną drogę

Większe trudności napotkaliśmy jednak przy próbie pokonania skrętu w drogę do wsi Młyńczyska. 

Nieudana próba pokonania skrętu w drogę do Młyńczysk

Skręt ten był bardzo ciasny i na dużym spadku. Z jednej strony była stodoła a z drugiej skarpa. Gdy okazało się, że mig nie będzie w stanie się złożyć, podjęliśmy próbę cofania. A tu okazało się, że lewe koło osi napędowej buksowało się na trawie i było poważne zagrożenie że stracimy szybę o narożnik stodoły. Zorganizowaliśmy szybką akcję wypychania Jelcza z opresji. Pomogło nam w tym kilku tubylców. I choć sprawa momentami wyglądała naprawdę nieciekawie, to mig na szczęście wyszedł z niej bez szwanku. Ale domyślam się, że miejscowi potem przez tydzień gadali o grupie szaleńców, którzy próbowali przejechać tędy autobusem miejskim. 

Ratowanie miga

Odpuściliśmy sobie przejazd do Młyńczysk i wróciliśmy do centrum Roztoki, skąd kierowaliśmy się w stronę Limanowej. W Siekierczynie próbowaliśmy zrobić podobny fotostop najazdowy co w Przyszowej, czyli wysiedliśmy z autobusu i czekaliśmy aż on zawróci i będzie jechał w naszą stronę. Tu mieliśmy kolejną ekstremalną sytuację, gdyż w międzyczasie przyszła solidna ulewa. Modliliśmy się żeby autobus jak najszybciej wrócił, a jak już się zjawił, momentalnie rzuciliśmy się do drzwi. 

Prysznic w Siekierczynie

Kolejnym naszym celem była Limanowa, gdzie zaplanowany był sklepostop. W Limanowej działała kiedyś komunikacja miejska. Do 1991 r. funkcjonował tu jeden z oddziałów Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego w Nowym Sączu, posiadający na stanie Jelcze M11 oraz Autosany H9-35. Potem jeszcze przez kilka lat funkcjonowało samodzielne MZK Limanowa, ale nie wytrzymało konkurencji z prywatnymi przewoźnikami. 

Sklepostop w Limanowej

Po zakupach w Limanowej udaliśmy się kawałek drogą krajową nr 28 w kierunku Nowego Sącza. W Kaninie zjechaliśmy na chwilę w lokalną drogę do Przyszowej. Droga wiła się malowniczą serpentyną, na której zaplanowany został kolejny fotostop najazdowy. 

Długi fotostop najazdowy w Kaninie

Po wykonaniu zdjęć wróciliśmy na krajówkę i zmierzaliśmy nią dalej w stronę Nowego Sącza. Definitywnie rozstaliśmy się z nią w Trzetrzewinie, gdzie skręciliśmy w drogę prowadzącą przez Chochorowice do Podrzecza. Zrobiliśmy na niej dwa postoje. 

Trzetrzewina

Chochorowice

Dalszą część imprezy spędziliśmy już w rejonach na południe od Nowego Sącza. Z Podrzecza przedostaliśmy się na prawy brzeg Dunajca do Starego Sącza. Na bocznej ulicy Wielki Wygon fotografowaliśmy autobus na tle mostu. 

Stary Sącz, ulica Wielki Wygon. W tle most na Dunajcu

Na koniec imprezy naszego miga czekała solidna premia górska. Dalsza trasa przebiegała przez miejscowości Żeleźnikowa Wielka i Żeleźnikowa Mała, gdzie obfitowało w strome zjazdy i podjazdy. Długi fotostop najazdowy odbył się w Żeleźnikowej Wielkiej. 

Żeleźnikowa Wielka. Kolejny długi fotostop najazdowy.

Plac przy cmentarzu w Żeleźnikowej Wielkiej

Z kolei w Żeleźnikowej Małej mieliśmy najostrzejszy podjazd na całej imprezie, który nasz Jelcz pokonał z wielkim trudem. Za to widoki z niego były świetne. 

Żeleźnikowa Mała

To już był ostatni punkt przejazdu. Zjechaliśmy do Nawojowej, skąd wróciliśmy do Nowego Sącza na dworzec autobusowy. Dziękuję kolegom z Galicyjskiego Stowarzyszenia Miłośników Komunikacji za kolejną świetną imprezę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz