Na
początku września 2012 roku Stowarzyszenie Inżynierów i Techników Komunikacji
Rzeczypospolitej Polskiej zorganizowało kolejną, już piątą edycję wyjazdu
techniczno-integracyjnego pn. Pożegnanie Lata. Podobnie jak w poprzednich
latach uczestnicy przejazdu zwiedzali wiele ciekawych zakątków kraju,
podróżując na pokładzie autobusu Scania 113CLL z MPK Kraków. Po jednym
Pożegnaniu Lata, gdzie wyjątkowo jechaliśmy na Mazury, w 2012 r. ponownie
zmierzaliśmy nad polskie morze. Tym razem naszym celem była Łeba. Po drodze
zwiedziliśmy różne miejsca, nie tylko związane z transportem. W planie
przejazdu znalazła się Kopalnia Węgla Brunatnego w Koninie wraz z
tamtejszą koleją zakładową, Muzeum Archeologiczne w Biskupinie, akwedukty w
Foujtowie czy dawna baza wojsk radzieckich w Kłominie. W samej Łebie
oglądaliśmy wydmy ruchome a w drodze powrotnej odwiedziliśmy jeden z
najmłodszych polskich zamków, znajdujący się w Łapalicach. Tradycyjnie
było też zwiedzanie komunikacji nocnej w jednym z miast. Byliśmy nawet w
Wenecji, Szkocji i Tajwanie, ale po kolei.
Dzień 1. Środa, 5 września 2012 r.
Z
Krakowa wyjechaliśmy około godziny 19 i kierowaliśmy się przez Olkusz do
Dąbrowy Górniczej, a następnie krajową jedynką na północ. Pierwszy przystanek
mieliśmy w Częstochowie. Na Pożegnaniach Lata staramy się odwiedzać
miasta, które otwierają nowe trasy tramwajowe. Komunikacja tramwajowa miała
swoje wzloty i upadki. Były czasy, kiedy uważano ją za przeżytek, który przeszkadza
w rozwoju transportu samochodowego. Na szczęście w większości krajów
europejskich (w tym w Polsce) tramwaje przeżywają obecnie swój rozkwit i nowe
trasy powstają w wielu miastach. Zalicza się do nich także Częstochowa, która
w 2012 r. wybudowała linię tramwajową do pętli Stadion Raków. Nas jako
miłośników transportu publicznego bardzo cieszą takie wydarzenia, dlatego na
Pożegnaniach Lata staramy się odwiedzać nowo otwarte linie tramwajowe i
urządzać tam Ceremonię Całowania Torów 😀. Nawiązujemy w ten sposób do
pielgrzymek Papieża Jana Pawła II do Polski, kiedy Ojciec Święty wizyty
zaczynał zawsze od całowania ziemi ojczystej. My zaś całujemy nowe szyny
tramwajowe 😛. Po Ceremonii Całowania Torów na częstochowskiej pętli Stadion
Raków, ruszyliśmy dalej krajową jedynką na północ. Około północy zameldowaliśmy
się w Łodzi i tam z kolei odbyła się tradycja jazdy po trasie linii nocnej
z zabieraniem pasażerów. Tu też mieliśmy jedyną dotychczas sytuację, kiedy
podczas takiego przejazdu zainteresował się nami miejscowy nadzór ruchu.
Uświadomiliśmy jednak, że nie pobieraliśmy żadnych opłat od pasażerów. Za
Łodzią zjechaliśmy na autostradę A2 kierując się na zachód.
Dzień 2. Czwartek, 6 września 2012
r.
Przed świtem zameldowaliśmy się w Koninie, gdzie spędziliśmy dłuższy czas. Na początek zatrzymaliśmy się w starej części miasta, gdzie znajduje się najstarszy zachowany drogowskaz w Polsce. Jest to kamienny słup wyznaczający połowę drogi między Kaliszem a Kruszwicą. Ustawiony został w 1151 roku. Nasza Scania po drodze złapała drobną usterkę, którą pasowałoby usunąć. Mieliśmy takie szczęście, że Konin jest jednym z niewielu miast w Polsce, który także eksploatował Scanie 113CLL. Istniała więc szansa że mechanicy z zajezdni naprawą nasz autobus. Warsztat zgodził się usunąć usterkę, a my przez ten czas poczekaliśmy przed bramą fotografując konińskie autobusy wyjeżdżające na linie. Trafiły się Scanie oraz MAN-y NL222 i NL283.
Scania 113CLL #222 z MZK Konin na bramie zajezdni przy ulicy Dąbrowskiej |
MAN NL222 #241 wita się z nami przy bramie zajezdni |
MAN NL222 #243 na ulicy Dąbrowskiej w Koninie |
MAN NL263 #281 oczekuje na zatrudnienie w zajezdni |
Spędziliśmy tu w sumie 1,5 godziny, ale przynajmniej mieliśmy nasz pojazd naprawiony.
Spotkanie krakowskiej Scani 113CLL z konińską w zajezdni MZK Konin |
Dalszy plan wycieczki zakładał zwiedzanie Kopalni Węgla Brunatnego Konin zlokalizowanej na północ od miasta. Główna siedziba kopalni znajduje się w Kleczewie. Po dotarciu na miejsce zabraliśmy na pokład przewodnika, który oprowadzał nas po zakładzie. Kopalnia została założona w czasie II wojny światowej, kiedy to Niemcy rozpoczęli budowę kopalni wraz z zakładem przeróbczym – brykietownią. W 1945 roku na bazie istniejącej infrastruktury rozpoczęto eksploatację odkrywki Morzysław, początkowo dla potrzeb miejscowej ludności, a od 1946 roku także dla potrzeb brykietowni. W 1953 roku swoją działalność zaczęła odkrywka Niesłusz. Oficjalną nazwę Kopalnia Węgla Brunatnego „Konin” zakład otrzymał w roku 1955. W oparciu o złoża węgla brunatnego zaczęła działać w 1958 roku elektrownia „Konin” a w latach 1967-1969 powstała dodatkowo elektrownia Pątnów. Wraz z wyczerpywaniem się złóż węgla bliżej Konina, powstawały stopniowo nowe odkrywki coraz dalej na północ od miasta. Tym samym działalność zakładu zbliża się coraz bardziej do terenu Pojezierza Gnieźnieńskiego, co wzbudza protesty ekologów. Na początek pojechaliśmy na punkt widokowy na odkrywkę węgla brunatnego zlokalizowaną w okolicy wsi Sławoszewek.
Nasza Scania nieopodal odkrywki węgla brunatnego koło wsi Sławoszewek |
Podziwialiśmy rozległą dziurę w ziemi oraz ogromne koparki wydobywające węgiel. Aż trudno uwierzyć, że zbudował je człowiek.
Widoki na odkrywkę węgla brunatnego |
Koparka wykorzystywana do wydobywania węgla brunatnego |
Do przewozu takich ilości węgla z kopalni do elektrowni w Pątnowie niezbędny jest transport kolejowy. Dlatego też Kopalnia Węgla Brunatnego Konin posiada własną zelektryfikowaną sieć kolejową łączącą odkrywki z elektrowniami Pątnów i Konin. Napięcie w sieci trakcyjnej jest tu inne niż na sieci PKP PLK i wynosi 2,4 kV. Na kopalnianej sieci w Koninie eksploatowane są niespotykane nigdzie indziej w Polsce lokomotywy elektryczne serii EL2, wyprodukowane we wschodnioniemieckim zakładzie LEW (Lokomotivbau Elektrotechnische Werke) w Hennigsdorfie, zwane popularnie krokodylami. Dzięki temu sieć ta jest często odwiedzana przez miłośników kolei. Naczytałem się niegdyś dużo opowieści miłośników kolei jak to uciekali przed ochroną kopalni, niezbyt przychylnie nastawioną do fotografów kolejowych. My na szczęście mieliśmy uzgodnione zwiedzanie stacji kolejowej w Pątnowie.
Przy stacji kolejowej w Pątnowie |
Mogliśmy zobaczyć wnętrze nastawni, skąd steruje się ruchem pociągów kopalnianych, a także wejść do „paszczy krokodyla”, czyli do kabiny elektrowozu EL2.
Wnętrze nastawni w Pątnowie |
Ruch pociągów na sieci KWB Konin odbywa się na dość specyficznych zasadach. Sformowane są stałe 10-wagonowe składy wagonów samowyładowczych, z których ostatni jest wyposażony w kamerę. Dzięki temu lokomotywa ciągnie wagony tylko w kierunku ładownym, tj. z odkrywek do elektrowni. W kierunku próżnym składy są pchane, a maszynista obserwuje szlak przez kamerę.
Lokomotywa EL2-10 ze składem wagonów samowyładowczych na stacji w Pątnowie |
Kolejny skład z lokomotywą EL2-30 |
Gdy już zapoznaliśmy się z pracą Kopalni Węgla Brunatnego Konin oraz jej koleją zakładową, ruszyliśmy dalej na północ. Kolejnym przystankiem na naszej trasie było Muzeum Archeologiczne w Biskupinie. Biskupin zaistniał w dziejach polskiej archeologii jako zjawisko wyjątkowe. To tu, w małej wiosce na Pałukach, polska nauka o pradziejach rozpoczęła nowy etap swojego rozwoju. Duża skala badań, nowatorskie metody, a przede wszystkim znakomicie zachowane drewniane konstrukcje – wszystko to sprawiło, że sława Biskupina sięgnęła poza granice kraju. Początki muzeum sięgają 1933 roku, kiedy podczas prac melioracyjno-irygacyjnych nad Jeziorem Biskupińskim odkryto pozostałości umocnień starej osady. Przy uprawie torfu mieszkańcy odkrywali coraz to nowe konstrukcje, nie zdając sobie sprawy z ich wartości archeologicznej. Jednym z nich jest misa z ciekawym ornamentem, przedstawiającym scenę polowania konnych myśliwych na jelenie. Jeden z jelonków z tego ornamentu stał się z czasem logo biskupińskiego muzeum.
Muzeum Archeologiczne w Biskupinie |
Dojazd do biskupińskiego muzeum możliwy jest m.in. turystyczną koleją wąskotorową kursującą ze Żnina do Gąsawy. Tak się złożyło, że podczas naszej wizyty przyjechał pociąg z Gąsawy do Żnina.
Pociąg z Gąsawy do Żnina prowadzony lokomotywą Lyd2-67 przystanął na przystanku Biskupin Wykopaliska |
Nasza Scania przy muzeum w Biskupinie |
Na trasie tej kolejki jest też Wenecja, gdzie mieści się założone w 1972 roku muzeum kolei wąskotorowych gromadzące zabytkowy tabor wąskotorowy na tor o szerokości 600 mm. Nie mogliśmy sobie odmówić zdjęcia naszej Scani w Wenecji 😃.
Krakowska Scania w Wenecji |
Jak
się później okazało pół godziny drogi od Wenecji leży Szkocja 😁. Chodzi
oczywiście o Szkocję położoną między Szubinem a Bydgoszczą J Wykonaliśmy zdjęcie przy wiacie przystankowej z
napisem „Szkocja” po czym ruszyliśmy dalej na północ. Wieczorem dotarliśmy do
wioski Fojutowo w Borach Tucholskich, gdzie mieliśmy przewidziany pierwszy
stacjonarny nocleg.
Dzień 3. Piątek, 7 września 2012 r.
Zanim ruszyliśmy w dalszą drogę, poszliśmy zwiedzać unikatowy zabytek architektury hydrotechnicznej zlokalizowany nieopodal Fojutowa.
Scania przy naszym noclegu w Fojutowie |
Jest nim wzorowany na antycznych rzymskich budowlach akwedukt, będący skrzyżowaniem dwóch cieków wodnych. Wielki Kanał Brdy przepływa tu góra nad Czerską Strugą. Budowla ma 75 m długości, co czyni z niej najdłuższy taki obiekt w Polsce. Akwedukt wzniesiono w latach 1845-49 w celu doprowadzenia wody z Brdy do kompleksu Łąk Czerskich. Budowla powstała z kamieni i żółtej cegły łączonych wapnem, w dnie uszczelnionych watą szklaną i lepikiem. W latach 70. XX wieku podczas remontu sklepienia, część cegieł zastąpiono płytami żelbetonowymi, które naruszyły pierwotny wygląd obiektu i bardzo go zeszpeciły. Dopiero podczas kolejnego remontu w 2002 roku, płyty zostały pokryte płytkami na wzór cegły. Pod sklepieniem tunelu biegnie kładka, którą można przejść wzdłuż Czerskiej Strugi. Różnica poziomów obydwu cieków wynosi 11 metrów. Pod sklepieniem kanału jest również kładka, którą to można przejść wzdłuż Czerskiej Strugi na drugą stronę kanału.
Akwedukt w Fojutowie. Dołem płynie Czerska Struga, górą Wielki Kanał Brdy. |
Scania przegląda się w wodach Wielkiego Kanału Brdy |
Zwiedziliśmy akwedukty i zrobiliśmy sobie na nich grupowe zdjęcie z naszą Scanią.
Na akwedukcie w Fojutowie |
Potem ruszyliśmy w drogę i po około 20 minutach znaleźliśmy się w Tajwanie 😁. Kilkanaście kilometrów od Fojutowa jest zlokalizowana malutka, ledwie zauważalna na mapach wioseczka o tak egzotycznej nazwie J
W drodze do Tajwanu |
Po wykonaniu sesji zdjęciowej w Tajwanie zatrzymaliśmy się w Stobnie, najbliższej wsi gdzie mogliśmy zrobić zakupy.
Sklepostop w Stobnie |
Następnie kierowaliśmy się na zachód przez Chojnice, Człuchów i Szczecinek. Kolejnym punktem na naszej trasie były położone wśród lasów miejscowości Borne Sulinowo i Kłomino. Zostały one wybudowane w latach 30. XX wieku jako bazy wojskowe obsługujące poligon Wehrmachtu. Stacjonowały tu niemieckie oddziały Służby Pracy, a później zorganizowano obozy jenieckie. W 1945 roku po ewakuacji Niemców, teren przejęła Armia Radziecka, która utworzyła tu swoją bazę. Przez następne 47 lat teren ten był wyłączony z polskiej administracji i nie był wykazywany na mapach Polski. Gdy Polacy penetrowali okoliczne lasy, natrafiali na ogrodzenia z drutu kolczastego i żołnierzy radzieckich nakazujących zawracać. Dopiero w 1992 roku po rozpadzie Związku Radzieckiego, żołnierze rosyjscy opuścili te tereny i rok później Borne Sulinowo i Kłomino przekazano administracji Polskiej. O ile Borne Sulinowo zostało zasiedlone przez Polaków i dziś jest miasteczkiem urokliwie położonym w lesie nad jeziorem, o tyle Kłomino pozostało opuszczone i stało się miastem widmo, przyrównywanym do ukraińskiego miasta Prypeć położonego przy elektrowni w Czarnobylu. Dojazd do Kłomina nie był łatwy. Konieczna była jazda po wyboistych leśnych drogach. W pewnym momencie dla dobra naszego autobusu wysiedliśmy i szliśmy przed nim pieszo. Nie chcieliśmy go dociążać, bo mógł zaryć podwoziem o muldy.
W drodze do Kłomina |
W końcu osiągnęliśmy Kłomino i oczom naszym ukazały się opuszczone osiedla bloków mieszkalnych. Mogliśmy do woli je zwiedzać, toteż delektowaliśmy się możliwością penetrowania ruin. Pozostałości miasta były już wówczas sukcesywnie likwidowane. Wyburzano bloki oraz demontowano oświetlenie uliczne i poniemiecką kostkę brukową. W momencie publikacji tego wpisu prawdopodobnie po budynkach nie ma już śladu.
Wizyta w Kłominie |
Ruiny bloków w Kłominie |
Zwiedzanie miasta widmo |
Kolejny opuszczony blok w Kłominie |
Jeszcze jeden motyw blokowy z Kłomina |
Po spenetrowaniu pozostałości Kłomina ruszyliśmy do Bornego Sulinowa, gdzie zrobiliśmy sobie przerwę obiadową oraz posiedzieliśmy na plaży nad Jeziorem Pile.
A to już Borne Sulinowo |
W pierwotnym planie dalszej podróży do Łeby mieliśmy jeszcze przejazd
pociągiem na trasie Szczecinek – Słupsk. Pobyt w Kłominie nam się jednak
przedłużył i z Bornego Sulinowa wyjechaliśmy już po godzinie 17. Niby
na ostatni pociąg ze Szczecinka byśmy zdążyli, ale uznaliśmy że jednak jedziemy
już prosto do Łeby. I tak do celu dotarliśmy już grubo po zmierzchu, bo około
godziny 22.
Dzień 4. Sobota, 8 września 2012 r.
Tradycyjnie jeden dzień Pożegnania Lata poświęciliśmy na wypoczynek nad morzem. W końcu naszym kierowcom również należy się trochę wolnego. Wybraliśmy się na spacer do Słowińskiego Parku Narodowego na wydmy ruchome zlokalizowane między Morzem Bałtyckim a Jeziorem Łebsko. Jest to największy w Europie pasm ruchomych wydm. Zlokalizowane one są około 7 kilometrów od Łeby, więc spacer nam się nieco dłużył. Śmialiśmy się, że wydmy nam uciekły 😂 W rzeczywistości nam to nie groziło, prędkość wydm wynosi około 5 metrów na rok 😉. Część dystansu między Łebą a wydmami można pokonać meleksem. Nam się jednak nie spieszyło i przeszliśmy się pieszo. Po dwugodzinnym marszu oczom naszym ukazały się wysokie na 40 metrów wydmy.
Wydmy ruchome w Łebie |
Podziwialiśmy
chwilę z ich szczytu panoramę okolicy a potem posiedzieliśmy chwilę na
plaży. Drugą połowę dnia spędziliśmy na wypoczynku w centrum Łeby.
Dzień 5. Niedziela, 9 września 2012
r.
Ostatni dzień poświęciliśmy na powrót do Krakowa. Zależy nam wtedy, żeby w miarę wcześnie wrócić, więc za dużo atrakcji na dzień powrotu nie planujemy. W planie ostatniego dnia Pożegnania Lata 2012 uwzględniliśmy jednak jeden punkt. Był w nim jeden z najmłodszych polskich zamków, zlokalizowany w Łapalicach na Kaszubach. Obiekt jest samowolką budowlaną. W 1983 roku prywatny inwestor otrzymał pozwolenie na budowę domu jednorodzinnego z pracownią rzeźbiarską. Zamiast niego wzniesiona została jednak ogromna budowla o powierzchni 5 tys. m2. Na początku lat 90 z powodu problemów finansowych inwestora budowa została wstrzymana. Odtąd trwają przepychanki prawne mające na celu albo zalegalizowanie budowli i jej dokończenie z przeznaczeniem na pensjonat, albo rozbiórkę. Wjazd na teren obiektu prowadzi przez budynek bramny. Zamek miał mieć tyle wież, ile miesięcy w roku, tyle sal, ile tygodni, a liczba okien miała odpowiadać liczbie dni w roku. Obiekt składa się z czterech skrzydeł, z czego w jednym miał się znajdować basen i kaplica. W trakcie gdy podziwialiśmy budowlę zastanawialiśmy się jak duże inwestor musiał mieć zniżki w betoniarni 😄.
Tu zapewne miała powstać kaplica |
Widok na budynek bramny |
A tu miał być basen |
Ujęcia zamku w Łapalicach |
Budynek bramny raz jeszcze |
Widoki na zamek w Łapalicach |
Po penetracji obiektu ruszyliśmy w dalszą drogę do Krakowa. Od okolic Trójmiasta jechaliśmy głównie autostradą A1. Nie był jeszcze wówczas gotowy jej odcinek omijający Łódź i musieliśmy jechać przez miasto. Zgadaliśmy się z miejscowymi miłośnikami komunikacji miejskiej dysponującymi zabytkowym Ikarusem i udało nam się wykonać wspólne zdjęcie z naszą Scanią.
Spotkanie z łódzkim Ikarusem |
Za Łodzią zatrzymaliśmy się jeszcze w dużej
przydrożnej karczmie na obiad, po czym cisnęliśmy dalej do Krakowa. Większość z
nas miała w pamięci przygody jakie nasza Scania miała podczas powrotu z Pożegnania
Lata 2010, kiedy to do Krakowa dotarliśmy około godziny 2 w nocy. Tym razem na
szczęście autobus sprawował się bezproblemowo i wszyscy do domów wróciliśmy
o ludzkiej porze J.