czwartek, 6 stycznia 2022

2010-08-25 Pożegnanie Lata 2010

 

W dniach od 25 do 29 sierpnia 2010 r. odbyła się kolejna, już trzecia edycja Pożegnania Lata organizowana przez Stowarzyszenie Inżynierów i Techników Komunikach Rzeczypospolitej Polskiej. Przez pięć dni zjeździliśmy nasz kraj odwiedzając wiele ciekawych miejsc, w dużej mierze związanych z transportem. Podobnie jak w poprzednich edycjach głównym naszym celem był wypoczynek nad polskim morzem, a środkiem transportu był autobus Scania 113CLL #PS063 z MPK Kraków. Tym razem obraliśmy kierunek na Pomorze Zachodnie. Z nadmorskich kurortów odwiedziliśmy Niechorze, Pogorzelicę oraz Mielno. Ponadto w planie wyjazdu znalazły się: miejsce katastrofy kolejowej w Barwałdzie Średnim, przejazd trasą linii nocnej we Wrocławiu, wieś Białykał (w ramach odwiedzania miejscowości o ciekawych nazwach J), przejazd pociągiem relacji Wolsztyn – Poznań planowo prowadzonym parowozem oraz trasą Poznańskiego Szybkiego Tramwaju, zwiedzanie fabryki Solarisa w Bolechowie oraz wizyta w browarze w Czarnkowie a także przejazd Nadmorską Koleją Wąskotorową. Podróż mieliśmy z przygodami, ale po kolei.

 

Dzień 1. Środa 25 sierpnia 2010 r.

Start był zaplanowany po godzinie 18 z Regionalnego Dworca Autobusowego. Nasz kurs był wyświetlony na tablicy odjazdów i był zapowiedziany przez megafon. Relację autobusu ustaliliśmy Kraków – Mielno przez: Wadowice, Wrocław, Białykał, Poznań, Niechorze. Zapowiedź naszego kursu przez panią w megafonie na zawsze pozostanie w naszej pamięci (szczególnie ta konsternacja przed zapowiedzią miejscowości Białykał 😃). Docelowo jechaliśmy nad morze, ale na początek kierowaliśmy się na południe. Wyjechaliśmy z Krakowa zakopianką, a następnie krajówką w stronę Wadowic. Pierwszy postój mieliśmy na dworcu autobusowym w Kalwarii Zebrzydowskiej. 

Scania 113CLL #PS063 podczas krótkiego postoju w Kalwarii
Zebrzydowskiej

Kolejnym naszym celem była wieś Barwałd Średni położona przy linii kolejowej Kalwaria Zebrzydowska Lanckorona – Wadowice. Wówczas nie była ona zbyt obciążona ruchem, przemierzały ją tylko 2 pary pociągów na dobę. Jednak pod koniec II wojny światowej 24 listopada 1944 roku wydarzyła się tu tragiczna katastrofa kolejowa. Pociąg osobowy z Zakopanego do Krakowa zderzył się tu czołowo z niemieckim pociągiem towarowym wiozącym zaopatrzenie dla wojska. Przyczyną był błąd dyżurnego ruchu z Kalwarii Lanckorony, który wyprawił pociąg osobowy na szlak w kierunku Wadowic, który był zajęty przez niemiecki pociąg wojskowy. Pociągi spotkały się na łuku, gdzie była ograniczona widoczność i nie było szans na uniknięcie tragedii. W jej wyniku zginęło około 60 osób, a około 130 odniosło obrażenia. Miejsce katastrofy upamiętnia dziś skalny monument.

W miejscu katastrofy kolejowej w Barwałdzie Średnim

Kolejny postój odbył się na dworcu w Wadowicach. Wykonałem tam trochę od niechcenia zdjęcie miejskich wersji Autosana H9 należących do PKS Wadowice. Teraz żałuję, że nie zrobiłem im porządniejszych zdjęć. Wadowicki PKS był już wówczas postawiony w stan upadłości i parę miesięcy później tabor ten powędrował na złom. 

EN57-1087 na stacji w Wadowicach

Autosany H9-35 z PKS Wadowice

Z Wadowic kierowaliśmy się w kierunku Górnego Śląska, a następnie autostradą A4 do Wrocławia, gdzie mieliśmy zaplanowany przejazd trasą linii nocnej.

Jeden z postojów na trasie do Wrocławia


 

Dzień 2. Czwartek 26 sierpnia 2010 r.

Jak już wspominałem wyjazd mieliśmy z przygodami. Pierwsza była już przed Białymkałem, kiedy kolega Grzegorz, kierownik wyjazdu nieszczęśliwie skręcił nogę. Z tego też powodu, odpuściliśmy sobie jazdę do Wolsztyna na parowóz i skierowaliśmy się prosto do Poznania. W godzinach porannych dotarliśmy do Poznania, gdzie zajechaliśmy na pętlę przy dworcu głównym. 

Przy dworcu głównym w Poznaniu

Tu rozstaliśmy się na chwilę z naszą Scanią i udaliśmy się na przystanek tramwajowy w celu przejechania się pestką, czyli trasą Poznańskiego Szybkiego Tramwaju. Prowadzi ona od ulicy Roosvelta do Osiedla Jana III Sobieskiego. Jest to szybki tramwaj z prawdziwego zdarzenia. Poprowadzony jest w całości bezkolizyjnie z infrastrukturą drogową. Na osiedlu Sobieskiego poczekaliśmy aż nasz autobus przebije się ulicami miasta, po czym ruszyliśmy w dalszą drogę. Nie rozsiadaliśmy się jednak zbytnio, gdyż tuż za Poznaniem znajduje się fabryka autobusów Solaris, gdzie mieliśmy umówione zwiedzanie. W Bolechowie niegdyś mieściła się montownia autobusów marki Neoplan. W 1999 roku zaczęto tu produkować autobusy oraz trolejbusy marki Solaris, które stopniowo zdobywały coraz większą popularność najpierw w Polsce, a później także za granicą. W 2010 roku Solaris był już największym producentem autobusów miejskich na rynku polskim i jednym z czołowych w Europie. 

Przy fabryce Solarisa w Bolechowie

Pracownicy fabryki oprowadzili nas po halach, gdzie odbywają się poszczególne etapy montażu autobusów. Po zwiedzaniu udaliśmy się na obiad, po czym ruszyliśmy w dalszą drogę. Skierowaliśmy się na Oborniki, a następnie do Czarnkowa. Zaglądnęliśmy tam do sklepu firmowego miejscowego browaru wytwarzającego piwo Noteckie.

Przy browarze w Czarnkowie

Po zaopatrzeniu się ruszyliśmy w dalszą drogę w kierunku Piły. 

W drodze z Czarnkowa do Piły

W Pile odwiedziliśmy sklep ze sprzętem ortopedycznym, w celu zakupu kul dla kontuzjowanego kierownika wyjazdu. 

Krótki postój w Pile

Potem kierowaliśmy się dalej na północ przez Wałcz do Czaplinka. W okolicach tego miasteczka mieliśmy zaplanowany pierwszy nocleg stacjonarny. Spaliśmy w domkach nad Jeziorem Komorze, a dojazd do nich prowadził przez 3 kilometry leśną drogą. Jako że przyjechaliśmy tam już po ciemku, kierowcy pokonywali ten dojazd z duszą na ramieniu.

 

Dzień 3. Piątek 27 sierpnia 2010 r.

Przez cały piątek towarzyszyła nam wyjątkowo niesprzyjająca aura. Ale trzeba jechać nad to morze. 

Przed odjazdem z Komorza

Nim dotarliśmy do asfaltu czekały nas 3 kilometry taplania się w błocie. Potem lokalnymi drogami kierowaliśmy się na północ często się zatrzymując. Pierwszy postój zrobiliśmy sobie na przystanku we wsi Stare Gonne, a kolejny w sąsiedniej wsi Brusno. 

Przystanek Stare Gonne

Wieś Brusno

Kierownik wyjazdu zapytał mnie z ciekawości czy kiedyś tu byłem. Odpowiedziałem, że kojarzę te strony bo miałem dziadków w Połczynie-Zdroju. Na co odparł, że może załatwić fotostop z domem, gdzie mieszkali moi dziadkowie. Nie powiem, że wizja zdjęcia krakowskiego autobusu w Połczynie-Zdroju bardzo mnie ucieszyła 😍. W Ogartowie wyjechaliśmy na drogę wojewódzką biegnącą ze Szczecinka do Połczyna-Zdroju. Wzdłuż niej biegła linia kolejowa, którą do 1999 roku kursowały pociągi relacji Grzmiąca – Połczyn-Zdrój. Wizytę autobusu MPK Kraków w Połczynie-Zdroju na pewno zapamiętam do końca życia. Prowadziłem kierowców pod dom, gdzie mieszkali moi dziadkowie, ale nie było tam za bardzo miejsca gdzie można by bezpiecznie stanąć. Dlatego ostatecznie zaprowadziłem pod stację kolejową. To była jedyna i niepowtarzalna okazja wykonania zdjęcia krakowskiego autobusu przy tym bardzo sentymentalnym dla mnie miejscu, jakim jest stacja kolejowa Połczyn-Zdrój. Niepowtarzalna, bo dwa lata później dokonano rozbiórki torów, a budynek stacyjny spłonął w pożarze 😭

Krakowska Scania przy stacji kolejowej w Połczynie-Zdroju

Następnie kierowaliśmy się na zachód wzdłuż przedstawiającej smutny widok linii kolejowej Połczyn-Zdrój – Świdwin. Ze Świdwina jechaliśmy przez Resko i Płoty do Gryfic. Tam uwieczniliśmy na zdjęciach przejazd autobusu pod kamienną bramą. 

Przejazd pod bramą w Gryficach

Stąd nad morze dzieliła nas już tylko niespełna godzina drogi. Po godzinie 16 dotarliśmy do Niechorza pod latarnię morską. 

Przy latarni morskiej w Niechorzu

Pogoda cały czas nas nie rozpieszczała, chmury i deszcz nie odstępowały nas na krok. Jeden kolega po wyjściu z autobusu wywinął efektownego orła do błotnistej kałuży. Poleciliśmy mu, żeby poszedł plażą do Pogorzelicy żeby się wypłukać w morzu. Reszta uczestników wyjazdu zwiedziła latarnię morską. Następnie pojechaliśmy na stację Nadmorskiej Kolei Wąskotorowej, skąd planowaliśmy przejazd pociągiem do Pogorzelicy. Mieliśmy farta, bo trafił się skład prowadzony parowozem Px48-3916. 

Parowóz Px48-3916 z pociągiem z Trzęsacza do Pogorzelicy
wjeżdża na stację w Niechorzu

Był to ostatni rok na tej kolejce z czynnym parowozem. Podróż trwała zaledwie kilka minut, bo Pogorzelica to następna stacja. Jest to obecnie końcowa stacja Nadmorskiej Kolei Wąskotorowej. Dalszy odcinek do Trzebiatowa jest zamknięty od 1999 roku z powodu złego stanu mostu na Redze. Parowóz rozpoczął od razu oblot składu i szykował się do drogi powrotnej. Ustawiliśmy więc naszą Scanię do wspólnego zdjęcia ze startującym pociągiem. 

Spotkanie Scani z parowozem Px48-3916 w Pogorzelicy

Poczekaliśmy jeszcze na kolegę, co był się wypłukać w morzu (nie spodziewał się, że z plaży w Pogorzelicy na stację jest kawałek do przejścia) i ruszyliśmy w dalszą drogę. To jednak nie był koniec przygód na dziś. Parę kilometrów po tym jak wyjechaliśmy na drogę wojewódzką do Trzebiatowa, nasza Scania odmówiła dalszej jazdy. Po pierwszej diagnozie wyszło, że zabrakło paliwa. Wysłaliśmy delegację z kanistrem na stację paliw, jednak okazało się że to nie koniec problemów. Rozładowały się jeszcze akumulatory. 

Przymusowy postój za Pogorzelicą

Z tym już nie była taka prosta sprawa. Konieczne było zatrzymanie innego autobusu lub ciężarówki, żeby użyczyła swoich akumulatorów do podładowania naszych. Na szczęście dość szybko zlitował się nad nami kierowca jednego autokaru turystycznego i wyratował nas z opresji. Na czas operacji musieliśmy kierować ruchem, gdyż zablokowaliśmy jeden pas drogi wojewódzkiej. 

Ratowanie Scani

W końcu około 20 nasza Scania ożyła i mogliśmy ruszać dalej. Dojechaliśmy do Trzebiatowa, a następnie udaliśmy się na kolację do Mrzeżyna. Potem już w miarę sprawnie podążyliśmy przez Kołobrzeg do Mielna. Nasz pensjonat przywitaliśmy około północy.

 

Dzień 4. Sobota 28 sierpnia 2010 r.

Tego dnia daliśmy naszej Scani oraz jej kierowcom dzień wolnego i skupiliśmy się głównie na wypoczynku nad morzem. 

Scania odpoczywająca przy naszym pensjonacie w Mielnie

Na początek udaliśmy się do jednego z lokali w centrum miasta na śniadanie a potem na drugie śniadanie. W końcu około południa postanowiliśmy przejść się na plażę. Tyle że wiał tam tak nieprzyjemny zimny wiatr, że zdecydowaliśmy o powrocie na miasto. Po drodze upolowałem Scanię z MZK Koszalin obsługującą linię 1 do Unieścia. 

Scania 270UB #2001 z MZK Koszalin na ulicy Bolesława Chrobrego
w Mielnie

Ostatecznie trafiliśmy do innego lokalu w centrum ulokowanego po drugiej stronie tego, co jedliśmy śniadania 😃 Tam z kolei zamawialiśmy posiłki obiadowe. Dopiero po południu wybraliśmy się na przejażdżkę szynobusem do Koszalina. Część uczestników Pożegnania Lata musiała wcześniej wracać do Krakowa, więc postanowiliśmy ich odprowadzić do Koszalina. Do stacji Mielno Koszalińskie dociera krótka 5-kilometrowa linia kolejowa ze stacji Mścice położonej na trasie Koszalin – Kołobrzeg. Wybudowana została w 1905 roku, a w roku 1989 rozwieszono nad nią sieć trakcyjną i obsługę pociągów osobowych przejęły jednostki EN57. Pociągi elektryczne do Mielna kursowały tylko przez 5 lat. W 1994 roku ruch zawieszono a kilka lat później zdemontowano sieć trakcyjną. Torowisko ulegało coraz większej degradacji, ale na szczęście z czasem dostrzeżono jego zalety, gdy w sezonie letnim na równoległej drodze tworzyły się coraz większe zatory. W 2008 roku ruchu pociągów relacji Koszalin – Mielno Koszalińskie został reaktywowany w sezonie letnim z wykorzystaniem spalinowych szynobusów. Tego dnia co zaliczaliśmy linię, wiózł nas SA103-009. W Koszalinie wsadziliśmy uczestników którzy musieli już wracać, w nocny pociąg do Krakowa, a następnie szynobusem wróciliśmy do Mielna. 

SA103-009 przybył do Koszalina jako pociąg osobowy z Mielna

SA103-009 na stacji Mielno Koszalińskie

Kolejnego dnia również nas czekała podróż powrotna do Krakowa.

 

Dzień 5. Niedziela 29 sierpnia 2010 r.

Przed nami dzień jazdy przez całą Polskę, więc trzeba było się zebrać wcześnie. W drogę powrotną wyruszyliśmy przed godziną 8. Na początek zajechaliśmy na chwilę do Unieścia na pętlę koszalińskiej linii 1. 

Pętla koszalińskiej jedynki w Unieściu

Pogoda na tym wyjeździe wyjątkowo nam nie dopisywała. Ostatniego dnia rano również towarzyszyły nam chmury i deszcz. Jednak im dalej na południe, tym było coraz pogodniej aż po raz pierwszy na całym wyjeździe zrobiło się słonecznie. Cieszyliśmy się jak dzieci, toteż ustawiliśmy na wyświetlaczu napis „Przewóz dzieci” i puszczaliśmy piosenki dla najmłodszych 😃. 

Nareszcie wyszło słońce

Jeden z postojów między Koszalinem a Bydgoszczą

W Bydgoszczy zatrzymaliśmy się na chwilę na wspólne zdjęcie z Solarisem Mobilisu. 

Spotkanie z Solarisem Mobilisu w Bydgoszczy

Następnie podążaliśmy w kierunku Torunia, skąd kierowaliśmy się na południe krajową jedynką. Pogoda ogólnie była słoneczna, chociaż mijaliśmy przelotne burze. Najsilniejsza przeszła po godzinie 18 za Krośniewicami. Chwilę później zatrzymaliśmy się na obiad przy jednym z przydrożnych zajazdów. Akurat pojawiła się tęcza. Zadowoleni z możliwości wykonania ciekawego zdjęcia poszliśmy na posiłek. 

Zdjęcie z tęczą za Krośniewicami

Radość jednak prysła jak mydlana bańka, jak mieliśmy ruszać w dalszą drogę. Scania za cholerę nie chciała zapalić. Powtórzyła się sytuacja z piątku, kiedy za Pogorzelicą rozładowały się akumulatory 😕. Tak więc byliśmy zmuszeni znów zatrzymywać ciężarówkę albo inny autobus, który mógłby nas uratować. Ci którzy nie łapali stopa zajęli się przepychaniem Scani, ponieważ stała tak, że klapa akumulatorów była dokładnie nad rowem i nie było jak podpiąć kabelków do innego pojazdu. Mimo znacznie większego ruchu niż na drodze wojewódzkiej koło Pogorzelicy, tym razem dłużej musieliśmy czekać aż ktoś się nad nami zlituje. Na szczęście w końcu jeden kierowca ciężarówki zaoferował pomoc. Ogółem w tym miejscu spędziliśmy 2,5 godziny, dopiero około godziny 20:30 Scania w końcu ożyła. Od tego czasu już na wszelki wypadek na żadnym postoju nie gasiliśmy silnika. W Łodzi zajechaliśmy na chwilę na wspólne zdjęcie z Ikarusem 260 z firmy Koro ze Zgierza. 

Spotkanie z Ikarusem firmy Koro w Łodzi

Potem już ruszyliśmy prosto do Krakowa. Dobrze, że mieszkam przy samym wjeździe do Krakowa, dzięki temu w domu byłem około godziny 2:30 (a 2 godziny później bezlitosny budzik kazał wstawać do pracy 😕). Ale za to teraz po latach jest co wspominać. No i przy kolejnych Pożegnaniach Lata na wyposażeniu autobusu woziliśmy kule w razie nieszczęśliwego wypadku. Na szczęście nie musiały one być już później używane (przynajmniej zgodnie z przeznaczeniem).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz