niedziela, 2 lipca 2023

2023-06-24 Śladami 3-ech zamków

 

Tak, wiem, że „3-ech” to chyba nie jest poprawna ortograficznie forma pisania tego liczebnika, ale tak organizatorzy nazwali tę imprezę 😁. Plan zakładał przejazd autobusem Jelcz 120M do trzech zamków Jury Krakowsko-Częstochowskiej: w Siewierzu, Ogrodzieńcu i Rabsztynie. Start i koniec miały miejsce w Będzinie, gdzie również mieści się zamek. Tak więc de facto nazwa powinna być „Śladami 4-ech zamków” 😅. Impreza o podobnej trasie odbyła się pięć lat temu i wówczas podróżowaliśmy Jelczem M11. Była to jedna z najdłuższych imprez autobusowych, na których byłem. Trwała łącznie ponad 10 godzin i obfitowała w liczne przygody. Były problemy trochę z autobusem, trochę z trasą i trochę z niektórymi uczestnikami co sobie za dużo wypili 😛. Mimo to dobrze ją wspominam, gdyż obfitowała w wiele świetnie zorganizowanych fotostopów. Zresztą impreza „Śladami 3-ech zamków” również nie obyła się bez przygód, ale po kolei. Jelcz 120M, którym podróżowaliśmy został wyprodukowany w roku 2001 i pierwotnie służył w Skarżysku-Kamiennej (tak samo zresztą jak Jelcz M11, którym odbyła się impreza 5 lat temu). W 2020 r. po wycofaniu z ruchu liniowego, autobus został zakupiony przez miłośnika komunikacji miejskiej z Będzina i przemalowany w barwy PKM Sosnowiec. Stęskniłem się już za Jelczami 120M, więc nie namyślając się długo przejechałem się w sobotę 24 czerwca do Będzina.

Pięć lat temu na imprezę Jelczem M11 do Będzina musiałem jechać busem, gdyż oferta kolejowa była wówczas mizerna. Na szczęście teraz pociągi osobowe z Krakowa do Katowic śmigają już co godzinę. Wyruszyłem z Krakowa po godzinie 7 osobówką Polregio do Katowic zestawioną z Acatusów EN64+EN99, a z Katowic do Będzina podwiózł mnie Elf Kolei Śląskich relacji Tychy Lodowisko – Dąbrowa Górnicza Ząbkowice. Do przystanku Będzin Miasto dotarłem ponad godzinę przed rozpoczęciem imprezy. Imprezowy Jelcz jednak już oczekiwał na dworcu autobusowym Będzin Kościuszki, no to udałem się w tę stronę. Dworzec autobusów PKM zlokalizowany jest między ulicą Kościuszki a linią kolejową. Po drugiej strony ulicy Kościuszki można zaobserwować pozostałości po dworcu PKS, który funkcjonował do 2006 r., kiedy upadła spółka PKS Będzin. Obecnie na jego terenie mieści się plac manewrowy dla samochodów nauki jazdy. Jak się patrzy z bliska na naszego imprezowego Jelcza, rzuca się w oczy sposób w jaki został on pomalowany w barwy PKM Sosnowiec. Właściciel malował go własnoręcznie wałkiem malarskim. W końcu posiadanie własnego autobusu to duży wydatek, a lakiernik za profesjonalne malowanie policzyłby mu pewnie z parę tysięcy. Zawsze chylę czoła miłośnikom komunikacji miejskiej, którzy podejmują się zakupu autobusów i ich utrzymywania. Pojazd otrzymał numer #037, odziedziczony po Jelczu 120M z PKM Sosnowiec zezłomowanym w 2012 roku. Tyle że tamten wóz był z rocznika 1997 i posiadał berlietowski przód. Jelcze z panoramiczną szybą nosiły numery z przedziału #050-059. Dobra, mniejsza o numerek, ważne że mamy kolejnego kwadrata zachowanego dla potomności. Planowy odjazd mieliśmy o godzinie 10, a o 9:10 miał przejechać obok pociąg TLK „Flisak” którego tego dnia prowadziła jedna z lokomotyw EP07 odmalowana w historyczne barwy. Po cichu liczyłem, że skoro tyle będziemy tu jeszcze stać, to uda się zrobić wspólne zdjęcie autobusu z tym pociągiem. Organizatorzy jednak tuż po godzinie 9 zdecydowali że jedziemy na zakupy do Lidla na ulice 11 Listopada, więc ze zdjęcia nici L. Tuż przed godziną 10 wróciliśmy na dworzec przy ulicy Kościuszki zabrać resztę uczestników i ruszyliśmy w trasę. Ogólnie nikogo z uczestników nie znałem, ale przyjechałem bardziej delektować się jazdą Jelczem i robić zdjęcia. Przez pierwszą część imprezy kwadrata prowadziła dziewczyna, która mam wrażenie że pierwszy raz siedziała za kierownicą autobusu z ręczną skrzynią biegów. Co chwilę źle wrzucała biegi i momentami miałem wrażenie że zaraz zarżnie skrzynię (no chyba że to biegi ciężko wchodziły). Na początek kierowaliśmy się na zachód ulicą Marszałka Piłsudskiego. Jechaliśmy pod górę z prędkością 20 km/h prowadząc za sobą peleton samochodów. W pewnym momencie skręciliśmy na osiedle Syberka i stanęliśmy na pierwszy fotostop na ulicy Sznajdera przy kościele. 

Jelcz 120M #037 na przystanku Będzin osiedle Syberka kościół

Potem wyjechaliśmy na dwujezdniową krajówkę nr 86, ale zaraz zjechaliśmy na drogę nr 94, którą udaliśmy się do Czeladzi wzdłuż trasy tramwaju linii 22. Pętla tramwajowa w Czeladzi przeszła kilka lat temu przebudowę, w ramach której została zintegrowana z innymi gałęziami transportu. Powstała tu dodatkowo pętla autobusowa, parking Park and Ride oraz wypożyczalnia rowerów miejskich. 

Pętla Czeladź Dworzec

Na pętli wykonaliśmy zdjęcia, po czym wróciliśmy do Będzina. Dojechaliśmy pod zamek, na rondo o charakterystycznym kształcie, nazywane złośliwie nerką Gierka. Skierowaliśmy się tu na północ przebijając się obok tętniącego życiem targowiska miejskiego. Na moim atlasie GOP z 2008 r. widnieje, że ulicy którą jedziemy patronuje generał Świerczewski. Ale coś nie chce mi się wierzyć, żeby przy obecnej władzy ten patron się utrzymał, więc rozglądam się za tabliczkami. I faktycznie, zmienili nazwę ulicy na Gzichowską 😁. Dojechaliśmy pod elektrownię Łagisza, gdzie skręciliśmy w lewo w ulicę Odrodzenia. Kilka minut dalej stanęliśmy na zdjęcia na przystanku Łagisza Pustkowie. Nazwa przystanku była bardzo adekwatna do okolicy 😛

Będzin, ulica Odrodzenia, przystanek Łagisza Pustkowie

Zaczęły się tu pierwsze problemy techniczne z autobusem, konkretnie z układem chłodzenia. Poczekaliśmy trochę aż temperatura silnika spadnie i wyjechaliśmy na krajówkę nr 86 kierując się na północ. Jechaliśmy może kilkanaście minut i znów temperatura silnika znacznie się podniosła. Zajechaliśmy na parking w Goląszce, gdzie konieczny był dłuższy postój. 

Przymusowy postój techniczny w Goląszce

Ciekawe co się działo, że autobus tak się gotował. Przecież nie było żadnego upału. Wręcz przeciwnie, było chłodno, poniżej 20 stopni, pochmurno i momentami siąpił drobny deszcz. Aż strach pomyśleć co by się z autobusem działo jakby była wyższa temperatura na polu. Odczekaliśmy około pół godziny aż temperatura silnika spadnie do niższego poziomu i dopiero ruszyliśmy dalej. Dotarliśmy do Siewierza, gdzie zajechaliśmy pod miejscowy zamek biskupi z XIV wieku. Tym samym zmagając się z przeciwnościami losu udało się zdobyć pierwszy cel wycieczki 😀. Przy okazji zrobiliśmy tu sobie zdjęcie grupowe. Trochę wcześnie, ale pewnie organizatorzy chcieli korzystać póki autobus jest sprawny 😛. 

Przy zamku w Siewierzu

Wracając spod zamku zahaczyliśmy o leśny odcinek ulicy Młyńskiej koło stawów. Pięć lat temu na imprezie Jelczem M11 również tu byliśmy. Tylko wówczas najpierw byliśmy na ulicy Młyńskiej a potem pod zamkiem. Nawet były w autobusie komentarze, że małpujemy trasę innej imprezy 😛. Na ulicy Młyńskiej był pierwszy fotostop najazdowy. Szliśmy przed autobusem robiąc zdjęcia aż dotarliśmy na parking koło zajazdu przy krajówce nr 91. 

Siewierz, ulica Młyńska

Przystanek Kuźnica Świętojańska Parking

Po wykonaniu zdjęć kierowaliśmy się najpierw kawałek na północ drogą nr 91 a potem na wschód krajówką nr 78 w kierunku Zawiercia. Po drodze mieliśmy okazję oglądać rewitalizowaną linię kolejową Tarnowskie Góry – Zawiercie. Na tym odcinku prace nie są bardzo zaawansowane. Nowy tor nie jest jeszcze położony. W Porębie znów odbył się dłuższy postój, tym razem nie techniczny a sklepowy. W tej miejscowości pojawiały się liniowo Jelcze 120M z ZKM Zawiercie. Przewoźnik ten eksploatował je aż do 2019 roku. 

Sklepostop w Porębie

W Zawierciu zajechaliśmy pod dworzec kolejowy skąd kierowaliśmy się na południe. Stanęliśmy na zdjęcia przy ulicy Grunwaldzkiej, jeszcze w obrębie stacji gdyż sięga tu jeden z peronów. 

Przy stacji kolejowej w Zawierciu

To jeszcze nie koniec motywów kolejowych. Kilkaset metrów dalej za nastawnią stała sobie lokomotywa SM42 spółki TrainSpeed i ustawiliśmy się do wspólnego zdjęcia. Przy okazji napatoczyło się też pendolino relacji Bielsko-Biała – Gdynia. 

Spotkanie ze stonką i z pendolino

Później jechaliśmy dalej na południe do Łaz, mijając rozrządową stację towarową z licznymi grupami torowymi. Stacja jest tak rozległa, że niegdyś kursował po niej pociąg służbowy rozwożący kolejarzy między poszczególnymi posterunkami. Zestawiany on był ze starego wagonu osobowego „ryflaka”, który istnieje do dziś. Wypatrzyłem go stojącego na jednej z grup stacji. Cała droga z Zawiercia do Łaz była mocno dziurawa, przez co nie dało się jechać po niej szybciej niż 30 km/h. Zgromadziliśmy więc za sobą sporą gromadkę samochodów. Gdy już znaleźliśmy się w Łazach, kluczyliśmy po wąskich uliczkach z trudem się na nich mieszcząc. W końcu na którymś skrzyżowaniu zainteresował się nami jeden z autochtonów i zapytał gdzież to próbujemy się dostać. Odpowiedzieliśmy, że nawigacja nas tu wyprowadziła i powiedzieliśmy gdzie chcemy jechać. Miejscowy nas pokierował i wydostaliśmy się z tego labiryntu. Znaleźliśmy się we wsi Rokitno Szlacheckie, za którą zaczął się leśny odcinek. Tam stanęliśmy na kolejne fotki. 

Leśny odcinek za Rokitnem Szlacheckim

Za lasem zaczął się już Ogrodzieniec, gdzie znajduje się kolejny zamek będący celem naszej wycieczki. Organizatorzy zapowiedzieli, że koło następnego zamku w Rabsztynie odbędzie się grill. W związku z tym stanęliśmy przy Biedronce w Ogrodzieńcu na zakupy. Wracam ze sklepu i widzę, że autobus się „zesikał”. Po raz kolejny silnik się zagotował i tym razem do tego stopnia, że wyrzucił płyn chłodniczy. 

Ogrodzieniec, ulica Południowa. Kolejny postój techniczny

Przez następne pół godziny organizatorzy dywagowali co robić dalej. Mieli trochę płynu w zapasie, ale obawiali się że silnik zaraz go znów wyrzuci. Zastanawiali się czy nie nakupić zapasów wody do układu chłodzenia. Ostatecznie uznano, że woda średnio się nadaje do roli płynu chłodzącego, w szczególności jak zacznie wrzeć gdy temperatura silnika dojdzie do 100 stopni. Ostatecznie odczekano aż silnik wystygnie, zalano układ chłodzenia płynem i pojechaliśmy. Ze względu na duże opóźnienie spowodowane defektami autobusu, odpuściliśmy jazdę pod zamek w Ogrodzieńcu i kierowaliśmy się od razu drogą wojewódzką w stronę Olkusza. Po drodze jechaliśmy przez Klucze mijając dawne przejazdy kolejowe przez bocznicę do zakładów papierniczych. Ta bocznica zawsze była dla mnie wielką zagadką. Jak jeździłem drogą wojewódzką przez Klucze w dawnych czasach, przejeżdżało się przez pięć przejazdów ze szlabanami przez tory bocznicowe. Potem z czasem szlabany zastąpiono krzyżami św. Andrzeja a potem likwidowano przejazdy. Obecnie został tylko jeden tor przekraczający jezdnię, prawidłowo oznakowany krzyżami, ale o dziwo urywający się zaraz za przejazdem. Za to cały punkt zdawczo-odbiorczy zlokalizowany po przeciwnej stronie jezdni niż papiernia, istnieje nadal i wygląda na utrzymywany. Jestem bardzo ciekaw jakie są perspektywy tej bocznicy. I czy w ogóle papiernia w Kluczach jeszcze funkcjonuje, czy może na jej terenie rozlokowały się już inne firmy. Po dotarciu do Olkusza zajechaliśmy na dworzec autobusowy przy supersamie, żeby dać znów Jelczowi „odsapnąć”. 

Dworzec autobusowy Olkusz Supersam

Przy okazji można było porobić trochę zdjęć z autobusami olkuskiej komunikacji miejskiej, reprezentowaną głównie przez markę MAZ, produkowaną przez wrogi nam naród z Białorusi. Na dworcu autobus stał z otwartą klapą silnika, żeby szybciej wystygł. Organizatorzy potem tak się zagadali i zajęli zdjęciami, że potem mało by brakowało a pojechalibyśmy w trasę z otwartą klapą. Jak już prawie włączaliśmy się do ruchu na ulicę, zdążyłem zwrócić organizatorowi uwagę i na szczęście wyskoczył szybko ją zamknąć (ale byłaby siara jakbyśmy tak pojechali 🙈). Kolejnym naszym celem był zamek Rabsztyn, zlokalizowany kilka kilometrów od Olkusza w stronę Wolbromia. Tu z kolei byliśmy też w 2017 roku na imprezie Ikarusem 280 po okolicach Olkusza. 

Zamek Rabsztyn

Po wykonaniu zdjęć Jelcza z zamkiem, zmierzaliśmy już pomału w drogę powrotną do Będzina. Mieliśmy duże opóźnienie z przyczyn technicznych i odpuściliśmy sobie grilla. Wróciliśmy do Olkusza, skąd drogą krajową nr 94 zmierzaliśmy na zachód. Zjechaliśmy z niej w Sławkowie, aby zjechać na pętlę Sławków ZWM. Jak pierwszy raz usłyszałem ten skrót, to skojarzył mi się z komunistycznym Związkiem Walki Młodych i dziwiłem się, że jeszcze nie zmienili tej nazwy 😆. Ale później się dowiedziałem, że ten skrót akurat pochodzi od Zakładu Wyrobów Metalowych, więc dezubekizacja jest tu nie na miejscu 😅. Na imprezie Jelczem M11 w 2018 r. też byliśmy na tej pętli, tyle że wówczas była ona w innej lokalizacji. Wtedy była tuż po zjeździe z krajówki, a obecnie została przeniesiona 500 metrów dalej na północ, na ulicę Fabryczną. Kawałek dalej jest już granica z Województwem Małopolskim. Sam Sławków również przez chwilę był w tym województwie, bezpośrednio po reformie administracyjnej w 1998 roku. Bardzo nie chciał tam być i wywalczył przeniesienie do Śląskiego. 

Pętla Sławków ZWM przy ulicy Fabrycznej

Gdy wyjeżdżaliśmy z pętli, akurat przyjechał młodszy o 5 lat kuzyn naszego autobusu, Jelcz M121I z PKM Sosnowiec. Przewoźnik ten do dziś eksploatuje komplet wozów tego typu zakupionych w latach 2005-2008. Z pętli Sławków ZWM przemieściliśmy się na rynek, gdzie wykonaliśmy kolejne fotki. 

Rynek w Sławkowie

To już był ostatni fotostop. Ze Sławkowa zmierzaliśmy prosto do Będzina. Po drodze przystanęliśmy jeszcze przy stacji paliw na rogatkach Dąbrowy Górniczej, aby uczestnicy mogli zrobić przerwę posiłkową, a autobus mógł jeszcze trochę wystygnąć. Potem już pojechaliśmy do Będzina, gdzie zameldowaliśmy się przed godziną 18 z prawie godzinnym opóźnieniem. W porównaniu z imprezą Jelczem M11 sprzed pięciu lat jest to pikuś. Wtedy impreza zakończyła się o godzinie 20:30 i miałem poważne trudności z powrotem do Krakowa. Teraz na spokojnie pojechałem sobie Kolejami Śląskimi do Katowic, a potem TLK „Wetliną” relacji Kłodzko Miasto – Zagórz. Po raz pierwszy miałem okazję jechać spalinowym zespołem trakcyjnym SKPL, wrażenia z jazdy miałem pozytywne. Jak na swój wiek pojazd prezentuje wysoki komfort podróży. Kraków przywitał mnie rzęsistym deszczem. Tak więc mieliśmy szczęście z pogodą na imprezie. Dziękuję organizatorom za ciekawy przejazd Jelczem, a właścicielowi autobusu życzę wytrwałości przy utrzymywaniu go w sprawności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz